Codic
Zbieracz Owoców
Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Pracownik Oceanic Airlines.
|
Wysłany: Wto 15:29, 16 Cze 2009 Temat postu: Airport - sezon 1 (mój serial w świecie LOST)[REEMISJA] |
|
|
Airport
Serial opowiada o pracowniku ochrony na lotnisku linii Oceanic Airlines, który od zawsze chce brać udział w akcjach policyjnych. Ma w sobie coś z detektywa, w każdym miejscu widzi tajemnice i spiski. Niestety tym razem wszystko wskazuje, że ma rację...
Season 1 Episode 1: Pilot / Sezon 1 Odcinek 1: Pilotaż
11 dni przed startem samolotu o numerze lotu 815
John tego dnia wstał o wiele wcześniej niż zwykle. Zawsze udawało mu się wstać przed 12, ale dzisiaj miał pierwszy dzień w swojej nowej pracy. Musiał zrobić dobre wrażenie już pierwszego dnia. Jako, że był jedynym kandydatem na stanowisko ochroniarza, bez problemów został przyjęty.
Leżał jeszcze przez chwilę, starając obudzić całe ciało i zwlókł się z łóżka.
[INTRO: AIRPORT]
Powolnym krokiem skierował się do łazienki. Przechlapał twarz letnią wodą i przygotował przybory do golenia. Mieszkał on na ósmym piętrze w jednym z wieżowców niedaleko centrum Sydney. Nie było to wielkie mieszkanie, gdyż po wyprowadzce trzy lata wcześniej od rodziców, zawsze mieszkał sam. Miał dwa pokoje, jeden traktował jako sypialnię, gdzie praktycznie nigdy nie sprzątał. Ba, od ponad 4 miesięcy nie odsłonił okien. Cały czas falowały zasłony na wietrze, ponieważ John uwielbiał mieć w domu przeciąg. Drugi pokój, to tak jakby pokój gościnny, tam starał się chociaż utrzymać pozorny porządek. Znajdowała się tam trzyosobowa sofa na środku pokoju skierowana przodem do telewizora i po jej obydwu bokach stały dwa fotele, pod kątem 45 stopni do odbiornika. Był maniakiem filmowym. W swojej kolekcji na półce na ścianie posiadał niezliczone filmy na DVD. To było jego hobby. Miał cały zestaw kina domowego i jeżeli przychodzili do niego znajomi to tylko i wyłącznie na seans filmowy. Był raczej nieśmiały do kobiet, więc jak do tej pory mu się nie poszczęściło z żadną. Dopiero po dwóch piwach, gdy się już całkowicie rozkręcił potrafił podskoczyć do każdej, nawet do tych, które były już zajęte przez kumpli. Na samą myśl o tym, gdy John siedział sam w niewielkiej kuchni bo z jedną szafką na ścianie, kuchenką, obok niej szafka wolno stojąca, a na niej kuchenka mikrofalowa, lodówka w rogu, uśmiechał się szczerząc zęby, na których znajdowały się resztki dżemu truskawkowego. Wziął ostatniego łyka kawy, wypłukał kubek wodą i postawił do góry denkiem na szafce. "No to sie ubierzmy" - pomyślał i z wielkim zapałem popędził do tzw. sypialni. Jego nowe ubranie: jasnobłękitna koszula, ciemnogranatowy krawat, w takim samym kolorze spodnie były jedynymi zadbanymi rzeczami w tym pomieszczeniu. Wyciągnął je spod folii z wieszaka i ruszył podnieconym krokiem do pokoju gościnnego. Tam wszystko starannie założył, kilkakrotnie sprawdził czy krawat dobrze wygląda, zerkając co minutę na lustro wiszące w przedpokoju i już miał wyjść kiedy zrozumiał, że o jednym zapomniał. Kluczyki od samochodu. Tylko w nim czuł się wolny. Kochał samotne, nocne przejażdżki po ulicach Sydney. Wtedy mógł się całkowicie zrelaksować, odpuścić wszystkie sprawy i cieszyć się chwilą. Właśnie podczas tych przejażdżek przychodziły mu do głowy rozwiązania nazbieranych przez cały dzień problemów. Chwycił mocno kluczyki i wyszedł z mieszkania. Zamknął drzwi za sobą, przekręcił kluczyk i pewnym krokiem skierował się w stronę windy. Nie długo czekał, aż przyjedzie więc nie zdążył nawet oprzeć się o ścianę w oczekiwaniu. Wsiadł i zjechał na parter. Wyszedł z budynku, wypatrzył czerwonego Chevroleta na parkingu i chwilę później już siedział w środku. Spojrzał na zegarek na desce rozdzielczej. 7:26. Miał na 8. więc spokojnie zdąży. Podczas dojazdu na lotnisko nie wydarzyło się nic ciekawego, nie licząc tego, że z osiem razy klął na tego samego kierowcę, który jechał przed nim przez prawie 3/4 drogi. Prawie by zapomniał. Teraz będzie parkował na parkingu służbowym. Podjechał pod budkę parkinkowego.
- Imię i nazwisko - burknął starszy człowiek wychylając się przez okienko.
- John Moodley - tak samo suchym tonem odpowiedział John.
- Nowy... - prychnął, a John zmarszczył brwi - okej, wjeżdżaj. - i machnał beztrosko ręką w kierunku wolnego miejsca w rogu parkingu. Szlaban podniósł się, a John wjechał na plac parkingowy i zaparkował. Sprawdził dwa razy czy niczego nie zapomniał i włączył alarm w samochodzie, jednocześnie zamykając go. Jego wzrok skupił się na jedynych drzwiach z tej strony budynku. " Pewnie tędy " - pomyślał i przyśpieszył kroku. Mocno szarpnął za klamkę i znalazł się w środku. Rozejrzał się dookoła i zaczął iść trochę intuicyjnie, bo naprawdę nie wiedział gdzie jest. Ale po chwili zorientował się, gdy wyszedł tym korytarzem na główny plac budynku lotniskowego. Spojrzał w lewo, prawo i skręcił w kierunku obsługi klienta. Mijały go codzienne tłumy. Kilka razy szturchnęli go wyżsi pasażerowie, bo John nie należał do wysokich mężczyzn i przywykł, do tego że jest potrącany. Dotarł na miejsce.
- Dzień dobry. Ja miałem zgłosić się po identyfikator. Moje nazwisko Moodley.
- A dzień dobry - odpowiedziała miłym głosem pani w obsłudze klienta, kilkakrotnie zjechała wzrokiem z góry na dół czytając coś na ekranie monitora i mówiła dalej - faktycznie, zaraz przyniosę.
- Dobrze. - powiedział John i wzrokiem odprowadził nową znajomą, aż ta znalazła się za drzwiami z napisem " Wstęp tylko dla personelu lotniska ".
John pomyślał, że to dobry moment na rozejrzenie się po okolicy. Kilkakrotnie obrócił się, spoglądał to na wyższe piętra, to na ludzi mijających go i nagle, jego wzrok przykuł pewien mężczyzna. Siedział na jednej z ławek, nerwowo rozglądając się. Był w miarę ciepły dzień, a mimo to on siedział ubrany w długi płaszcz koloru granatowego. Przez kolejne 3 minuty John patrzył ciągle na niego, aż nieznany osobnik zorientował się, że jest obserwowany. Wstał i lekkim truchtem skierował się do pewnych drzwi. John ruszył za nim, takim samym tempem. Szli tak przez połowę budynku, aż nieznajomy zniknął za tymi drzwiami. John łypnął szybko i zauważył, że za nimi są tylko schody w dół. Gdy podbiegł do drzwi, te nie chciały się otworzyć. Zaraz przy nim znalazło się dwóch przyszłych kolegów z pracy i od razu zaczęli zadawać pytania:
- Kim jesteś? Czego tam szukasz ? Nie widzisz, że zamknięte.
John nie widział ich wcześniej i nie wiedział skąd tak szybko przybiegli. Odciągnęli go do tyłu, a John powoli przedstawił się i opisał co przed chwilą widział.
- Nikogo tam nie było - odpowiedział jeden z ochroniarzy, ten znacznie wyższy - musiało ci się coś wydawać.
- No nie wiem.. - odsapnął John kpiącym tonem, wyrwał się z uścisków ochroniarzy i zdenerwowanym krokiem szedł z powrotem do obsługi klienta. Tam czekała już na niego pani z identyfikatorem.
- Dziękuję - powiedział John oglądając plakietkę. Była całkiem ładnie wykonana. Przypiął ją na odpowiednie miejsce i dumnie zaczął przechadzać się po lotnisku. Nagle zauważył, że podobnie ubrany do niego mężczyzna macha do niego ręką i gestykuluje aby podszedł. John podszedł do niego i spytał:
- O co chodzi?
- Jak to o co. Szef wzywa - odpowiedział kolega z pracy szczerząc zęby.
John ruszył wąskim, ale wysokim korytarzem, aż dotarł do drzwi.
- No otwórz je - powiedział towarzysz, który cały czas za nim dreptał.
John popchnął drzwi i ujrzał centrum dowodzenia. Mnóstwo monitorów, krótkofalówek, broń wiszącą w gablocie na jednej ze ścian i dość dobrze zbudowanego, niższego od Johna mężczyznę. Ten wstał i od razu wystawił rękę do Johna.
- Bill Grap. Twój przyszły szef. Słuchasz się mnie i tylko mnie. - zabrzmiało to dość chamsko, ale Bill starał się mówić to naturalnie. Być może taki ton miał zawsze. - To Josh Helko - i wskazał na ochroniarza za Johnem - twój partner.
- Miło mi - powiedział Josh i uścisnął dłoń Johna.
- To czego nie wiesz wyjdzie w praniu, a teraz do roboty panowie.
Obydwaj wyszli pozostawiając Billa w centrum dowodzenia i wyszli na plac budynku lotniskowego. Johnowi wydawało się, że Josh to równy koleś, więc od razu opowiedział mu incydent z mężczyzną w płaszczu, a ten odpowiedział tylko, nawet nie odrywając wzroku z czegoś na czymś wyraźnie skupił wzrok:
- To jeszcze nic. Zobaczysz niedługo. Wtedy się dopiero zaczniesz zastanawiać co tu się dzieje i o co chodzi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Codic dnia Wto 18:43, 16 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|