|
Największe forum LOST - Zagubieni w Polsce Welcome to the island - Namaste
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Xarol
Pracownik Inicjatywy DHARMA
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 1241
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 40 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Czw 15:55, 05 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Ale to by było bez sensu, Sawyer by wiedział że Locke przed kraszem jeździł na wózku i rozmowy by całkiem inaczej przebiegały między nimi. A tak to sie nie znają i atmosfera jest inna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Wieszcz
Przyjaciel Forum
Dołączył: 29 Lis 2006
Posty: 1974
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódż Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Sob 0:41, 07 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Ale faaaaaaaaaaaaaaajny temat
No to ja piszę od siebie:
Hmmmmmm......... pomyślmy........
W sumie na tytuły to nie mam zbytnio pomysłów, więc tak naprawdę będą to tylko krótkie opisy tego co bym w danym odcinku umieścił
4x01 "Running From The Glass" - Desmond
4x02 "Basra" - Sayid
4x03 "The Black Rock" - odcinek bez retrospekcji, ani nawet bez udziału któregokolwiek z głównych bohaterów, przedstawiający historię Czarnej Skały
4x03 "Don't Go Inthere!" - Hurley
4x04 "In Loving Memory" - Claire
4x05 "Back To The Glass" - Jin
4x06 "Born To Sacryfice" - Charlie (tak tak Charlie - chciałbym żeby tak było i mam nawet jeden argument że to jest możliwe, napiszę może o tym teorię, ale już chyba nie dzisiaj...)
Więcej pomysłów jak narazie nie mam. Cóż.... mógłbym rozdzielić resztę odcinków na retro, ale w sumie to by było takie mniej więcej równomierne rozdzielenie pomiędzy głównych bohaterów bez żadnej konkretnej wizji co by się miało w tych odcinkach dziać więc sobie daruję. Jak coś konkretnego wymyślę to jeszcze dopiszę.
Mam mniej więcej obraz tego co by się wydarzyło w tych odcinkach, które wypisałem więc jakbyście byli ciekawi to pytajcie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
suchykkk
Pasażer
Dołączył: 07 Lip 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 15:15, 07 Lip 2007 Temat postu: REetro |
|
|
hmm ja tez bym chciał żeby charlie przezył ;/
1."Remorses"- Desmond
2."Return on Island"- Jack
3."Instinct of Murderer"- Sawyer
4."Choice Hard"- Kate
5."Temple - far Indicator"- John Locke
6."It returns Fate"- Hurley
7."Love of He Inspired"- Clair
8."Together in spite of all"- Sun & Jin
9."The Story about Black Rock"- Danielle
10."Person from cave"- Jack
11."Forgiving executioner"- Sayid
12."The All of us"- Juliet
13."Sweet manipulation"- Ben
14."Love on island"- Karl & Alex
15."New leader"- Richard
16."Births and death"- Sun
17."Eternal life"- Mikhail Bakunin
18."Return or Stay"- Rose & Bernard
19."Decision of correction"- Sawyer
20."Freedom equals prison"- Kate
21."You are one of it good"- John Locke
22."Effect of lie"- Jacob part.1
23."Effect of lie"- Jacob & Ben part.2
to by było na tyle mam nadzieje że to będzie trafne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MAD
Moderator
Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 2010
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 67 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: URS Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Sob 15:24, 07 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Będzie tylko 16 odcinków, ale niektóre tytuły spoko. Oryginalne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mikul
Mieszkaniec Mrocznego Terytorium
Dołączył: 20 Mar 2007
Posty: 475
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 15:38, 07 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Fajne tytuły i retro dobrze rozmieszczone .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Firm
Mysliwy
Dołączył: 08 Paź 2006
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: London-Zielonka Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Nie 17:30, 08 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
4x02 - Największa Pomyłka/Biggest Misstake
Scena IV - Retrospekcja
Widzimy sale szpitalną, w której na łóżku leży nastoletnia Kate. Opiera się o poduszkę i pije herbatę. Drzwi do pokoju otwierają się i wchodzi Sam Austen.
Sam:
-Jak się czujesz?-
Kate:
-Świetnie....nie wiem po co mnie tu trzymają....-
Sam:
-Kate...straciłaś przytomność...mogłem cię stracić...im dłużej cię poobserwują tym lepiej-
Kate:
-Tato...- Austen odkręca głowę w drugą stronę i mówi dalej:
-Bałam się....przepraszam...-
Sam patrzy się na córkę i czule ją przytula. Nagle drzwi otwierają się i do środka sali wchodzi młody czarnoskóry pracownik ubrany w fartuch lekarski. Uśmiecha się do Kate po czym spogląda się na Sam'a. Lekarz:
-Witam mam na imię Rob Hamill i jestem lekarzem Kate- mówiąc to wyciąga rękę w stronę Sam'a. Ten niepewnie spogląda na Kate po czym mówi:
-Nie jest pan zbyt młody?-
Dr. Rob Hamill:
-Proszę się nie obawiać pańska córka jest pod dobrą opieką-
Sam:
-Co z nią?-
Dr. Rob Hamill:
-Nic poważnego....miała dużo wody wewnątrz płuc ale jak widzimy trzyma się świetnie. Sądzę iż w przeciągu 1-2 dni będzie mogła wrócić do domu.
Sam:
-Rozumiem- Kate spogląda na ojca po czym dokańcza herbatę.
Scena V - Wyspa- Teraźniejszość...
Helikopter jest już bardzo blisko. Kate podchodzi do przywiązanego Ben'a i mówi:
-Czemu nie możesz pogodzić się z faktem iż ludzie nie chcą być na tej wyspie? Czemu znęcasz się nad każdym z nas? Nie możesz przyjąć do wiadomości iż ta wyspa nie jest miejscem, w którym chce spędzić resztę swojego życia?-
Ben z uśmiechem odwzajemnia wzrok i odpowiada:
-Wyspa daje tobie, wam....nam wszystkim tego czego potrzebujemy...nawet jeżeli uda wam się opuścić to miejsce...będziecie musieli tu wrócić. Nie zależy to od was...-
Austen patrzy na Ben'a i rozgląda się czy nikt ich nie podsłuchuje.
Kate:
-Powiedz mi więc...co jest w tym cholernym helikopterze, że tak bardzo zależy ci na tym aby tu nie lądował-
Ben:
-Nie rozumiesz...-
Kate:
-Czego?-
C.D.N Zedituje bo na razie nie mogę skończyć ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wieszcz
Przyjaciel Forum
Dołączył: 29 Lis 2006
Posty: 1974
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódż Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Nie 23:07, 08 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
suchykkk - fajne tytuły. Jao osobiście nie sądzę żeby wprowadzili retrospekcje takich postaci jak Richard, Alex i Carl czy tym bardziej Jacob, mam w każdym razie nadzieję że tego nie zrobią. A jeszcze odnośnie posta powyżej: to w tym temacie można też pisać całe scenariusze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bodzio
Przyjaciel Forum
Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 3485
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 170 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Pon 12:26, 09 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Wieszcz napisał: |
suchykkk - fajne tytuły. Jao osobiście nie sądzę żeby wprowadzili retrospekcje takich postaci jak Richard, Alex i Carl czy tym bardziej Jacob, mam w każdym razie nadzieję że tego nie zrobią. A jeszcze odnośnie posta powyżej: to w tym temacie można też pisać całe scenariusze |
A dlaczego maja nie dac?
Przejrzyj poprzednie strony to wiekszosc to scenariusze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wieszcz
Przyjaciel Forum
Dołączył: 29 Lis 2006
Posty: 1974
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódż Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Pon 16:09, 09 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Bodzioo napisał: |
A dlaczego maja nie dac? |
No ja na przykład bym nie chciał żeby dali, a już napewno nie aż tylu nowych w jednym sezonie, to byłoby moim zdaniem już lekkie przegięcie...
Bodzioo napisał: |
Przejrzyj poprzednie strony to wiekszosc to scenariusze. |
Wiem, ale nazwa tematu na to nie wskazuje i właśnie się dziwiłem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pan_anonim
Pasażer
Dołączył: 12 Lip 2007
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 12:31, 14 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Założyłem osobny temt z moim fan ficikiem w off-topicu, ale został on zaraz zamknięty. Oto mój opis odcinka 4x01. Zamieszczam je też na innym forum. W przygotowaniu są kolejne odcnki, które powinny pojawić się niedługo.
Odcinek pierwszy: Pilot (Główny bohater: Jack)
Wyspa:
Biegł. Biegł tak szybko jak tylko mógł. Nie może go zgubić. Gałęzie biły go po twarzy, mimo to nie zwalniał ani na chwilę. Bał się tego, co mogło wydarzyć się za moment. Musiał go zatrzymać. Był coraz bliżej. Dzieliło ich od siebie co najwyżej dwadzieścia metrów. Jest, już blisko, jeszcze tylko metr. Nagle się zatrzymał. Dotarli do brzegu przepaści. Droga się skończyła. Teraz już mu nie ucieknie. Musi z nim wrócić do obozu.
- Czemu to robisz? Dlaczego uciekasz? – pytał.
- Nie mam wyjścia. Straciłem wszystko.
- Nieprawda. Wszystko jeszcze można odwrócić. Nic nie jest stracone.
- Jack, sam nie wierzysz w to, co mówisz. Zepsułeś wszystko, a teraz my musimy cierpieć. Musisz sam sobie poradzić z tym, co zrobiłeś. Żegnaj.
Zrobił dwa kroki do tyłu i spadł w przepaść. Jack zaczął krzyczeć.
- Locke, nie!
8 DNI WCZEŚNIEJ
Wyspa:
Łzy płynęły mu z oczu. Były to łzy szczęścia. Nareszcie się stąd wydostaną. Po tylu ndiach spędzonych na tej wyspie nareszcie wrócą do normalnych domów. Najbardziej uradowane wydawały się być Claire i Sun. Wreszcie będą mogły rozpocząć normalne życie ze swymi dziećmi. Kawałek dalej Alex rozmawiała z Danielle.
- Mamo, coś cię chyba dręczy. Dlaczego nic nie mówisz?
- Myślę, co się stanie, jeśli Ben ma rację. Co jeśli nie uda nam się sprowadzić ratunku, a jedynie kłopoty? – mówiła Francuzka.
- Ben to podły oszust i kłamca. Mieszkałam z nim przez 16 lat, więc wiem o nim trochę. On nie ma racji, a my wrócimy do normalnego świata.
- Taaa... Na pewno...
Wszyscy czekali w napięciu, aż telefon zadzwoni ponownie. Ten Minkowski już za chwilę powinien się odezwać. Jack ciągle czekał z telefonem w ręce.
- Halo? – powiedział głos w słuchawce. – Tu znowu Minkowski. Jest ktoś po drugiej stronie?
- Jestem – odpowiedział krótko doktor.
- Mamy wreszcie wasze współrzędne. Powinniśmy być u was za jakieś cztery godziny. Czekajcie na nas dokładnie w tym samym miejscu.
- Zostawimy tu kogoś, żeby na was czekał, a reszta naszej grupy wróci na plażę. Tam czeka na nas jeszcze kilka osób.
- Dobra. Trzymajcie się. Do zobaczenia niedługo. Bez odbioru.
Wiwatom i okrzykom radości nie było końca. Dla wielu był to z pewnością najpiękniejszy dzień w życiu. Wymknęli się śmierci, która niewątpliwie czekała na nich na tej wyspie
- Jack, kto tutaj zostanie? – zapytała Rose. – Ty musisz iść z nami na plażę.
- Ja mogę zostać – wystąpił z szeregu Kevin.
- Jesteś pewien? A co jeśli przyjdą tu Inni?
- Nie przyjdą – wtrąciła się Alex. – Z Benem szliśmy cały dzień, aby tu dotrzeć. Nie ma sznas, aby dotarli w to miejsce przed ratunkiem.
- Ok. Możesz zostać. Jeśli jeszcze jakaś osoba chce, niech do ciebie dołączy – mówił Shephad.
- Głupcy. To nie pomoc tu przybywa! – krzyczał Ben. – Już niedługo sami się o tym przekonacie. Jack już nawet nie zwracał uwagi na jego słowa. Natomiast Sun podbiegła do niego i uderzyła w policzek.
- Zamknij się. Nie masz prawa odzywać się na ten temat. Twoi ludzie porwali Claire i chcieli odebrać jej dziecko. To samo chcieliście zrobić mnie. Więc cokolwiek nie znajdowałoby się na tym statku, nie może być gorsze od ciebie – mówiła z wielką złością.
- Mylisz się Sun. My jesteśmy dobrymi ludźmi. Chciałem was chronić.
- Słyszałam o tym Ben. Juliet mówiła mi o wszystkich kobietach, które zaszły w ciążę na tej wyspie, a potem umierały – na te słowa wszyscy zareagowali z przerażeniem. – Ale jaką pomoc mógłby przynieść mi taki potwór jak ty?
Nie odpowiedział.
- Za kwadrans ruszamy na plażę. Macie jeszcze chwilę, żeby odpocząć! – krzyknął Jack.
- Co się stało z Johnem? – zapytała Claire.
- Pewnie uciekł. Szuka swojego przeznaczenia – zakpiła Rose.
Ben stał nadal przywiązany do drzewa. Myśli pędziły w jego głowie. Czy jego grupa dotarła już do świątyni? Jak to możliwe, że Locke przeżył? Patrzył jak ci wszyscy głupcy cieszyli się na myśl o statku, który już płynie na wyspę. Trzeba powiadomić Richard. Muszą się gdzieś ukryć. Ktoś nagle szarpnął sznury, które trzymały go przy drzewie. To był John. Co on tu robi?
- Milcz Ben, zanim zorientują się, że cię uwalniam. Nic ci nie zrobię. Chcę żebyś razem ze mną poszedł do Richarda – mówił John w międzyczasie przecinając sznur. – Gotowe. Teraz wszystko biegnijmy do lasu. Ruszaj się!
Biegł najszybciej jak tylko mógł, mimo że dopiero został dotkliwie pobity przez Jacka.
- Jack! Ben i Locke uciekają! – krzyczała Kate.
Doktor obrócił się i natychmiast zauważył dwie osoby biegnące w stronę lasu. Wyciągnął pistolet i wycelował w Bena. W tym momencie został powalony na ziemię. Alex leżała na nim.
- To mój ojciec! – krzyczała.
- Ale i tak go nienawidzisz.
- Pozwoliłbyś zabić swojego ojca nawet gdybyś go nienawidził?!
Sawyer pił piwo i obserwował jak Juliet, Hurley i Sayid przenosili ciała zabitych Innych. Dziesięć osób zginęło tej nocy. Od dnia katastrofy nie przeżyli jeszcze czegoś takiego.
-Ej, koleś! – krzyknął Hurley. – Może byś nam pomógł?
- Grubasku, dacie sobie radę beze mnie. Jesteś tak duży, że mógłbyś ich wszystkich razem wziąć na plecy – uśmiechnął się szyderczo.
- Sawyer! – krzyknęła poirytowana Juliet. – Hugo uratował nam życie. Powinieneś mu dziękować.
- Właśnie dziękuję. Piję jego zdrowie.
Kilka metrów dalej Bernard i Jin sprzątali to, co pozostało po zniszczonych namiotach. Koreańczyk miał nadal łzy w oczach. Widząć minę Bernarda, który bacznie mu się przyglądał, powiedział łamaną angielszczyzną:
- Teraz wiem, że na pewno zobaczę swoje dziecko.
- Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę – mruknął Bernard.
Wszystkie ciała zostały już złożone w jednym z czterech wybuchów, które przetrwały wybuchy. Chwilową ciszę, która zapanowała wśród wszystkich przerwał głos Kate.
- Halo? Jest tam ktoś? - zapytała.
Do krótkofalówki podeszła Juliet.
- Kate? Tu Juliet. Co się dzieje?
- Udało nam się! Jack złapał kontakt z łodzią. Za parę godzin będziemy uratowani!
- A Jack, co z nim? – w jej głosie słychać było radość.
- Razem z kilkoma osobami pobiegł do dżungli. Spotkaliśmy Locke'a. On zabił Naomi, celował z pistoletu do Jacka, a teraz uwolnił Bena i razem z nim uciekł do dżungli. Jack razem z dwoma osobami ich goni.
- Dobrze Kate. Dziękuję ci za wiadomość. Wracajcie do nas szybko. Do zobaczenia.
Juliet spojrzała na Sawyera i resztę, po czym powiedziała wzruszona:
- Jesteśmy uratowani.
Wszyscy zaczęli się cieszyć. Wszyscy oprócz Sayida.
- Jack, odpuśćmy sobie. Nie znajdziemy ich w tym lesie. Oni mogą być teraz wszędzie – mówił Kevin.
- Masz rację. Wracamy do reszty grupy – przytaknął. – Georg, chodź. Idziemy z powrotem.
Przy nadajniku czekali już na nich wszyscy.
- Jack, jesteśmy gotowi. Możemy wracać – powiedziała Kate.
- Dobrze. A więc ruszamy! – krzyknął Shephard. – Niedługo powinniśmy być już na plaży.
Na ekipę ratunkową czekali jedynie Kevin i Georg. Reszta osób schodziła już na dół. Droga mijała spokojnie. Inni byli daleko stąd, a Locke i Ben z pewnością udali się w ich kierunku. Jack cały czas zastanawiał się, jak to możliwe, że Bernard, Jin i Sayid nadal żyją. Czyżby Tom okazał odrobinę ludzkich uczuć? Ciekawe, co się z nim stało? Uciekł? Dogoniła go Kate. Teraz się dopiero zacznie...
- Jack, musimy porozmawiać o tym, co mówiłeś mi wcześniej.
- Zapomnij o tym – uciął krótko.
- Powiedziałeś, że mnie kochasz. Jak mam o tym zapomnieć?
- Zwyczajnie. Zapomnij o tym dla własnego dobra.
- Skąd wiesz, co jest dla mnie dobre? – powiedziała ze złością i odeszła.
Zaczynał żałować, że powiedział jej o swoich uczuciach. Teraz będzie im bardzo trudno o tym nie rozmawiać. Choć z drugiej strony... Za parę godzin powinni już być uratowani. W normalnym świecie każdy z nich pójdzie w swoją stronę. Może tylko nieliczni będą nadal się ze sobą spotykać.
- Hej Claire, co się dzieje z Aarone? – zapytał, widząc, że blondynka właśnie go dogoniła.
- Nie mam pojęcia, co z nim jest. Od jakiegoś czasu płacze i ciągle się wierci.
- Może ma temperaturę. Sprawdzałaś?
- Tak. To nie to – mówiła zmartwiona.
- No cóż... Naprawdę nie wiem, jak mógłbym ci teraz pomóc. Za chwilę pewnie mu przejdzie.
- Pewnie tak. Dzięki – powiedziała i wróciła do Sun.
Jakieś pół godziny później Danielle nagle się zatrzymała. Alex popatrzyła na nią.
- Co się dzieje? – zapytała
- Ciii... – Francuzka nasłuchiwała.
Parę sekund później zza drzew wyłonił się mężczyzna. Miał około 45 lat. Wyglądał na bardzo zmęczonego, tak jakby nie spał od kilku dni. Spojrzał na nich ze strachem i... Uciekł. Jack bez chwili zastanowienia pobiegł za nim. To już drugi taki pościg w przeciągu kilku godzin. Biegł za tajemniczym mężczyzną, nie tracąc go ani na moment z oczu. Kim jest ten facet? Z całą pewnością nie należał do ekipy ratunkowej. Może Danielle go zna? Nagle, tajemniczy ktoś zniknął. Tak jakby zapadł się pod ziemię. Jack już chciał zawracać, gdy poczuł zimne ostrze noża przy swojej szyi. Pot zaczął spływać po jego twarzy.
- Kim jesteś? – zapytał.
- Nieważne. Nie interesujesz mnie, więc nie interesuj się mną. Mam gdzieś, co tu robicie i czego chcecie. Pozwolę ci odejść, ale nie próbuj mnie ścigać. Jeśli mnie nie posłuchasz, ten nóż utknie w twoim ciele – szeptał nieznajomy.
Odłożył nóż, a zaraz potem pobiegł w głąb dżungli. Jack nawet nie próbował go gonić. Wrócił do swojej grupy.
- Zgubiłem go – rozłożył bezradnie ręce. – Danielle, kto to był?
- Nie mam pojęcia.
Ruszyli dalej. Dwadzieścia minut później dotarli na plażę.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał Ben.
- Co zrobiłem? – Locke odpowiedział pytaniem.
- Uratowałeś mnie. Uratowałeś mnie, mimo że dopiero co chciałem cię zabić. Dlaczego?
- Potrzebujemy siebie nawzajem. Teraz, gdy na wyspę dotrą jej wrogowie, trzeba się zjednoczyć. Musimy z nimi jakoś wygrać. Jacob nam pomoże.
- Już raz ci pomógł John. Nadal żyjesz.
- Tak, żyję. Tyle, że to głównie twoja zasługa. Postrzeliłeś mnie w miejsce, gdzie powinna znajdować się nerka. Ta nerka, którą ukradł mi mój ojciec. Czyżbyś jednak nie wiedział o mnie wszystkiego?
- Wiedziałem o tym. Muszę ci się jednak do czegoś przyznać. Jestem słabym strzelcem.
- Dobrze wiedzieć, z kim ma się do czynienia – zakpił Locke. – Poczekamy na przybycie tego niby ratunku, a później wrócimy do Richarda.
- Jak sobie życzysz.
Dwie godziny później usłyszeli warkot jakiegoś silnika. Podbiegli bliżej polany. Właśnie lądował na niej helikopter.
- Dharma – powiedział z przerażeniem Ben.
Kevin i Georg wstali z ziemi. Zauważyli na niebie helikopter. Po minucie podchodził on już do lądowania. Wyszło z niego dziesięć osób.
- No nareszcie – Georg powitał ich z uśmiechem.
- Witajcie – odpowiedział jeden z ratowników. – Jak trafić stąd do waszej plaży?
- Jeśli będziecie szli ciągle tą dróżką, dojdziecie do niej. Chodźcie za nami.
- Stój. Wy – skinął na pięciu mężczyzn. – Idźcie tam. Trzymajcie się wytycznych – rozkazał.
- A co z nimi? – inny z ratowników wskazał na Kevina i Georga.
Ten pierwszy wyciągnął pistolet z kieszeni. Oddał dwa strzały. Kevin i Georg leżeli na ziemi z dziurami w głowach.
Koniec odcinka pierwszego
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Firm
Mysliwy
Dołączył: 08 Paź 2006
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: London-Zielonka Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Nie 21:38, 15 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Może być....aczkolwiek nie poczułem klimatu Lost'a. Strzały nie miały sensu gdyż inni by usłyszeli. Początek bardzo dziwny. Sposób pisanie też mi nie podpadł. Zachowanie Locke'a dziwne...za szybki powrót na plażę...(dwa dni szli czy coś takiego)......Poza tym to nie dharma przybędzie...
Scena V - Wyspa- Teraźniejszość...
Helikopter jest już bardzo blisko. Kate podchodzi do przywiązanego Ben'a i
mówi:
-Czemu nie możesz pogodzić się z faktem iż ludzie nie chcą być na tej wyspie? Czemu znęcasz się nad każdym z nas? Nie możesz przyjąć do wiadomości iż ta wyspa nie jest miejscem, w którym chce spędzić resztę swojego życia?-
Ben z uśmiechem odwzajemnia wzrok i odpowiada:
-Wyspa daje tobie, wam....nam wszystkim tego czego potrzebujemy...nawet jeżeli uda wam się opuścić to miejsce...będziecie musieli tu wrócić. Nie zależy to od was...-
Austen patrzy na Ben'a i rozgląda się czy nikt ich nie podsłuchuje.
Kate:
-Powiedz mi więc...co jest w tym cholernym helikopterze, że tak bardzo zależy ci na tym aby tu nie lądował- Kate oczekuje na odpowiedź jednak Ben daje wyraźnie do zrozumienia iż nie ma zamiaru mówić. Austen podchodzi do Jack'a który rozgląda się po okolicy.
Jack:
-Gdzie jest Locke?- Dziewczyna po chwili rozglądania również go nie widzi.
Kate:
-Nie wiem...-
Jack:
-O czym rozmawiałaś z Ben'em?-
Kate:
-Próbowałam dowiedzieć się czemu tak bardzo nie chce aby ktoś przyleciał na wyspę-
Jack:
-Odpowiedział?-
Kate:
-Nie...Dlaczego to powiedziałeś?-
Jack:
-Co powiedziałem?-
Kate:
-Że mnie kochasz...-
Jack:
-Ponieważ to prawda-
Austen patrzy Jack'owi w oczy po czym ten odchodzi.
Scena VI - Retrop
Widzimy nastoletnią Kate siedzącą w parku na ławce. Jakaś postać zbliża się do niej od tyłu. W pewnej chwili zasłanie jej oczy dłońmi.
Kate:
-KTO....!- Męski głos odzywa się:
-Zgadnij- zacisk puszcza i Kate się odwraca. Dłonie należały do tego samego chłopaka, który wrzucił Kate do wody. Również tym razem był upity. Austen nerwowo wstaje i odpowiada:
-Dave...jesteś upity...-
Dave:
-Nie...-
Kate:
-Przecież czuję...idź do domu....-
Dave:
-Spokojnie...dostałaś kwiaty?-
Kate:
-Tak dziękuje...ale proszę zostaw mnie...-
Chłopak podchodzi do Kate i ją przytula.
Dave:
-Jest dobrze...przecież już cię przepraszałem.-
Kate wyrywa się i mówi:
-Mało co mnie nie zabiłeś!.....Muszę już iść...- Odwraca się i nerwowo idzie ścieżką wychodzącą z parku. Odwraca się i widzi szybko idącego nią Dave'a.
Kate:
-Idź sobie...-
Dave:
-Poczekaj....- Ten zaczyna biec.
Kate:
-Nie...- teraz i ona biegnie.
Dave:
-Nie uciekaj...chodź na chwilkę...- Podbiega do niej i łapię za ramię. Austen próbuje się wyrwać lecz bezskutecznie.
Kate:
-Zostaw mnie!- Dave próbuje pocałować Kate jednak ta kopie go między krocze. Dave upada na ziemię. Dziewczyna szybko wybiega z pustego parku i otwiera samochód. Wchodzi do środka i zamyka drzwi. Wsadza kluczyk w stacyjkę i zapala silnik. Zaczyna jechać coraz szybciej. Odwraca sie by zobaczyć czy chłopak nie biegnie za samochodem. Widząc iż nikogo nie ma czuje ulgę. W tym momencie na drogę wybiega Dave. Kate hamuje jednak bezskutecznie. Chłopak zostaje wyrzucony w powietrze i upada na pobocze. Nie wstaje. Kate wysiada z wozu i rozgląda się po ulicy. Nie ma żadnych przechodni, żadnych światków. Wsiada do samochodu i bardzo szybko odjeżdża dopiero po pewnym czasie zatrzymuje się i płaczę.
Scena VII - Wyspa - Teraźniejszość
Hugo, Sawyer, Sayid, Juliet, Bernard, Jin, Desmond i Mikhail stoją na plaży i rozmawiają.
Sayid:
-Ten człowiek jest odpowiedzialny za śmierć Charlie'ego, a teraz mamy mu pomóc?-
Mikahil:
-Nie mi...a nam wszys...-
Sawyer:
-Zamknij się- Desmond spogląda na Sawyera i mówi:
-Mnie ten fakt również nie cieszy...ale jeżeli nie dojedziemy do Jack'a pierwsi możemy wszyscy pożegnać się z życiem...-
Sayid:
-To nie jest konieczne...jeżeli jest tak jak mówicie to Ben musiał mieć powody do niepokoju. Ale co jeżeli chcecie abyśmy zostali tu na zawsze.- Mówiąc to spogląda na Mikhael'a.
Mikhael:
-Rozumiem...ale pomyśl co jeżeli mam rację...będziesz w stanie znieść uczucie iż jest to właśnie twoja wina?- Ukrainiec patrzy na Sayida, po czym Sayid mówi:
-Dobrze...przekaże Jack'owi aby ukryli się i sprawdzili wpierw co to za ludzie...- Mówiąc to wyciąga krótkofalówkę i mówi:
-Jack...Jack jesteś tam?-
Niczego nie słychać.
Sayid:
-JACK! Jesteś tam?!-
Jin:
-Nie działa...nie sygnał...-
Sayid:
-To nie sygnał...muszę sprawdzić baterię...-
Juliet:
-Ile to potrwa?-
Sayid:
-Nie wiem...-
***
Jack i reszta rozbitków stoją przy drzewie. Helikopter jest już praktycznie nad nimi. Jest to olbrzymi wojskowy pancernik. Wszyscy są zadowoleni choć lekko przerażeni. Helikopter ląduję na polanie a Ben znowu krzyczy:
-Zabiłeś nas Jack...-
Śmigła spowalniają i olbrzymie drzwi się otwierają.
L O S T
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SayerFord
Pasażer
Dołączył: 14 Lip 2007
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany: Wto 11:49, 17 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
1.Rose/alex ,,Everybody like coca-cole"
2.Locke ,,J m scat men"
3.jack (forward) ,,Impossible in nothing"
4.Sawyer (forward),,Cracerss is my live"
5.Hurley ,,W-11"
6.Dharma ,,Agresor"
7.Said (forward) ,,Prison Break"
8.Kate (forward) ,,Mather is Dead"
8.Desmond ,,Alice"
9. Rose/bernard ,,Good sweets"
10.Locke (forward) ,,My bald head"
11.Jackob ,,J m god"
12.Kate (forward) ,,Shed look"
13. Sun /Jin ,,Kin es tu Hi J"
14. Walt/michael ,,Where I was?"
15. trzeci ,,Captain Ullesso"
16. jack ,,Funeral"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Firm
Mysliwy
Dołączył: 08 Paź 2006
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: London-Zielonka Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Śro 23:42, 18 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
4x03 - Prawda/The Truth
Scena I - Retrospekcje
Widzimy zakrwawionego Locke'a stojącego na polanie na wyspie. Z drzew przed nim wydobywają się różne dźwięki i po chwili na widoku pojawia sie chmura. Jednak cały czas wydobywają się z niej wielkie białe błyski. Przerażony Locke patrzy się w chmurę i ma zamiar uciec. Czuje jednak iż nie może się poruszyć. Chmura przybliża się do jego twarzy.
Locke próbuje ją odchylić jednak jest sparaliżowany i nie może oderwać wzroku od potwora. Rozlega się olbrzymi błysk, po czym kolejny i następny. Ustają. Locke upada na ziemie. Szybko jednak wstaje i dalej patrzy się na chmurę, która dalej błyszczy innym światłem ukazując "coś" Locke'owi. Chmura powoli "odpływa". John widząc to biegnie za nią, bezskutecznie gdyż jest ona coraz szybsza.
Locke:
-NIE! POCZEKAJ! POKAŻ MI WIĘCEJ!-
Widząc iż potwór się nie zatrzymuje John biegnie dalej.
Scena II - Wyspa...Teraźniejszość
John Locke biegnie przez dżunglę. Rana po postrzale wydaje się nie krwawić. Locke ciągle trzyma pistolet w dłoni, nie puścił go odkąd uciekł od Jack'a i reszty rozbitków.
Locke:
-To nie może się tak skończyć!- krzyczy. Chwilę później słyszy dziwne dźwięki. Zatrzymuje się i rozgląda.
-Potrzebuje twej pomocy Wiem że mnie słyszysz!-
Wszystko ucichło a Locke z nadzieją wodzi wzrokiem.
Locke:
-Błagam cię! Wiem że już jest za późno jednak wiem, że możemy powstrzymać przynajmniej część...-
Mówi to coraz ciszej gdy z liści wydobywa się szelest i dźwięk nakręcanej korbki. Krzaki zostają rozrzucone a z pomiędzy ich wydobywa się czarna chmura.
Locke:
-Dziękuje...-
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
predatorszarakgrey
Mieszkaniec Plaży
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 15:06, 23 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Najlepsze dla mnie odcinki:
-Firm
-Kacperski
-pan_anonim
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pan_anonim
Pasażer
Dołączył: 12 Lip 2007
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 19:48, 23 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Odcinek drugi: Mole (Michael & Walt)
Otworzył oczy. Ktoś szarpał go za ramię. Wstał z łóżka. Łańcuch nie pozwolił mu jednak zbytnio się ruszyć. Popatrzył na osobę, która stała metr od niego.
- Minkowski – warknął. – Czego chcesz?
- Witaj Michael – uśmiechnął się. - Czas abyś wykonał powierzone ci zadanie.
Retrospekcje:
- Tato, płyniemy ponad dwa tygodnie i wciąż nie widać lądu.
- Walt, uspokój się. Niedługo będziemy na miejscu. Zostaniemy uratowani. Na pewno... – odpowiedział.
- A co z resztą? Wrócimy po nich na wyspę, prawda?
- Nie, to niemożliwe. Henry powiedział nam, że już nigdy tej wyspy nie znajdziemy, i że nie ma żadnego sensu żebyśmy jej szukali.
- A co z Jackiem, Kate i Sawyerem? Ci Inni zabrali ich ze sobą?
- Nie wiem, Walt. Nie pytaj mnie o to – mówił prawie szeptem.
- To przez ciebie, prawda? Wydałeś ich.
- Tak, wydałem ich! – krzyknął. – Ale w żaden inny sposób bym cię nie odzyskał! Musiałem to zrobić, jeśli chciałem cię jeszcze kiedyś zobaczyć!
Po tych słowach zapanowała między nimi cisza. Michael co jakiś czas troskliwie zerkał na syna.
- Co oni ci zrobili synu? – zapytał po chwili zawahania. - Odkąd jesteśmy na łodzi, nie odzywasz się prawie wcale..
- Nie chcę o tym teraz rozmawiać. Nie mam sił. Muszę trochę od tego wszystkiego odpocząć.
Znowu zamilkli. Michael nie chciał naciskać na Walta. Z pewnością przeszedł on przez wiele ciężkich chwil. Nie mógł go za to winić. Przez następne kilka godzin nie rozmawiali ze sobą prawie wcale. Ciszę przerwał krzyk Michaela.
- Walt, spójrz! Tam jest ląd! Jesteśmy uratowani!
Wtedy na łodzi wybuchła ogromna radość.
Wyspa:
John i Ben nadal obserwowali agresorów z ukrycia. Czekali w napięciu na dalszy rozwój wydarzeń. Po śmierci Kevina i Georga wiedzieli, że mają do czynienia z wyjątkowo bezwzględnymi osobami. Pięciu napastników rozmawiało ze sobą na tyle głośno, że mogli spokojnie wszystko podsłuchać.
- Co teraz zrobimy? Mamy tu bezczynnie siedzieć? – zapytał jeden.
- Słyszałeś, co powiedział Minkowski. Gdy zjawi się w tym miejscu reszta, ruszymy na plażę. Ten cały doktorek Thomas bardzo się nakręcił. Jeśli go nie znajdziemy, słono możemy za to zapłacić. Chyba wiesz, jak kończyli ci, którzy nie wypełniali swoich misji. Usłyszeli „Namaste” i... Koniec.
- Nie wierzę, że Minkowski boi się doktora –kolejna osoba wtrąciła się do rozmowy.
- Edward? – zakpił pierwszy. – Trzęsie spodniami w obawie, że ta misja się nie uda i wtedy zostanie ukarany.
Ben słuchał tego z uwagą, tymczasem Locke'em wyraźnie targały jakieś wątpliwości.
- John, co się dzieje? – zapytał przywódca Innych.
- Muszę pobiec na plażę i ostrzec Jacka i resztę. Może teraz mi uwierzą.
- Co? Sam nie wierzysz chyba w to, co mówisz. Wiesz jaka będzie ich reakcja? Oskarżą cię o to, że ty zabiłeś Kevina i Georga. Zlinczują cię. Chcesz tego?
- Nie mam wyjścia. Jestem im to winien. Co prawda oni nie rozumieją wielu spraw, ale tylko w ten sposób mogę im pomóc.
- Nie mogę cię zatrzymać, choć bardzo chciałbym to zrobić – westchnął Ben. – W takim razie musimy ustalić plan działania. Idąc stąd na wschód, jakieś 6 kilometrów dalej znajdują się pewne ruiny. Właśnie tam kieruje się Richard z resztą. Ja również tam idę. Jeśli chcesz, dołącz do nas później.
- Spotkamy się Ben. Prędzej niż myślisz...
Atmosfera na plaży była pełna napięcia związanego z oczekiwaniem na ekipę ratunkową. Sawyer śpiewał wesołe piosenki, co bardzo rozbawiało wszystkich dookoła. Sayid mówił o zdarzeniach jakie miały miejsce na plaży. Podczas jego opowiadania Sun i Rose płakały ze szczęścia, przytulone do swoich mężów. Zdziwiony, ale jednocześnie rozbawiony Jack przyglądał się samochodowi, którego Hurley znalazł w dżungli. Taka radość nie panowała w tym miejscu jeszcze nigdy. Claire udało się uciszyć płaczącego Aarona, który teraz spokojnie spał. Wtedy dopiero spostrzegła, że w łóżeczku jej synka leży jakiś sygnet. Gdy przyjrzała mu się bliżej, wiedziała, że należy on do Charliego. W tym momencie spostrzegła, że stoi za nią Kate.
- Wreszcie udało ci się go uśpić – powiedziała z uśmiechem.
- Tak. Dzisiaj był on wyjątkowo niespokojny. Niestety, ten niepokój udziela się również mnie. Boję się o Charliego. Zbyt długo go nie ma.
- Spokojnie – Kate chwyciła blondynkę za ramię. – On i Desmond niedługo się tu pojawią. Charlie jest naszym bohaterem. Gdyby nie on, dalej tkwilibyśmy w tym miejscu.
- Wiem, ale... Widzisz ten sygnet – pokazała znalezisko. – Należał do niego. Znalazłam go w łóżeczku Aarona. Myślę, że on coś przeczuwał. Coś strasznego.
- Wydaje mi się, że sama tworzysz sobie zmartwienia. Najpóźniej za godzinę będziesz się cieszyła z jego powrotu.
- Tak, ale razem z nim płynął Desmond! – Claire denerwowała się coraz bardziej.
- I co z tego?
Cisza. Niepotrzebnie o tym wspomniała. Nikt nie może dowiedzieć się o wizjach Desmonda.
- Nic.
Retrospekcje:
Gdy znajdowali się już blisko lądu, zauważyli, że ta wyspa wcale nie jest taka wielka. Zobaczyli na niej dom. Zwykła drewniana chatka na bezludziu. Wyszła z niego jakaś osoba, która spoglądał w ich kierunku. Był to jakiś mężczyzna. Pomachał im, a oni do niego podpłynęli. Pierwszy z łodzi wyszedł Michael.
- Kim jesteście? Co robicie na środku oceanu? – zapytał.
Był to mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat. Na jego twarzy widać było zmarszczki i zmęczenie życiem. Jego siwe włosy lśniły na słońcu.
- Zgubiliśmy się na morzu. Płyniemy od dwóch tygodni. Gdzie my jesteśmy?
- Na odludziu. Mieszkam tutaj sam odkąd zmarła moja żona. Od trzech lat. Trzysta mil morskich stąd jest Sydney. Możecie spróbować tam dopłynąć.
- Trzysta mil? To bardzo daleko. Nie jestem pewny, czy nasza łódka wytrzyma jeszcze tak długą podróż – Micheal westchnął ze zrezygnowaniem.
- Ja mam łódź. Pomogę wam dostać się do Sydney, jeśli wy pomożecie mi w remoncie mojego domu.
- Pan naprawdę tu mieszka? – zapytał zdziwiony.
- Tak, odciąłem się od społeczeństwa. Mam na tej wyspie pełno jedzenia, nic więcej nie jest mi do szczęścia potrzebne. To co, zgadzacie się mi pomóc?
Michael spojrzał na Walta. Ten pokiwał głową.
- Zgadzamy się – powiedział zdecydowanie.
- Super. Jestem wam bardzo wdzięczny za pomoc. Obiecuję, że najpóźniej za dwa tygodnie odstawię was do Sydney.
Odetchnął z ulgą. Ich życie zaczynało się na nowo.
Wyspa:
Michael szedł przez las. Kolejny raz będzie musiał się upodlić. Czy jego życie nie może tak po prostu wrócić do normy? Po katastrofie samolotu wydaje się być to niemożliwe. Minkowski postawił twarde warunki. To jest tylko część wielkiego planu. Tyle, że jeśli on zawiedzie, wszystko runie. Nagle stanął w miejscu. Ktoś biegł. Schował się szybko za drzewami. Udało mu się dostrzec łysą głowę. Locke. Nie może go zobaczyć. Jeszcze nie teraz. Po chwili mógł już wyjść z ukrycia. Kolano nadal bardzo go bolało. Pocieszał się myślą, że niedługo dotrze do celu. Plaża była coraz bliżej.
John biegł najszybciej jak tylko się dało. Zostało mu już do pokonania tylko około kilometra. Nawet nie próbował myśleć, co powie Jackowi, gdy dotrze na plażę. Czy ktokolwiek mu w to uwierzy?
- Jack! Jack! - zaczął krzyczeć.
Nikt jednak nie odpowiedział na jego wzywanie. Dobiegając do plaży zauważył, że wszyscy czekają już na przybycie łodzi. Głupcy. Nie wiedzą, że w sprowadzili na siebie tylko i wyłącznie kłopoty. Schował się za krzakami. Po chwili zauważył Sayida, który przechodził tylko kawałek od niego. Postanowił go zawołać.
- Sayid – mruknął, a Irakijczyk zaczął rozglądać się na wszystkie strony. – Tutaj jestem.
Ten powoli podszedł do niego, zapewne bojąc się jakiegoś podstępu.
- Czego chcesz? – zapytał z wyrzutem.
- Ciszej. Nikt nie może się dowiedzieć, że ze mną rozmawiasz. Chodź, musimy porozmawiać. To bardzo ważne dla nas wszystkich.
- Dobrze. A więc słucham, o co chodzi?
- Ten wasz ratunek. On już jest na wyspie. Tyle że... oni naprawdę nie są tu po to by nam pomóc. Przylecieli na wzgórze helikopterem. Zaraz po wylądowaniu zastrzelili Kevina i Georga. Widziałem to na własne oczy. Teraz oni czekają za posiłkami. Nie wiem, co planują dalej, ale boję się, że to coś strasznego.
- Jaką mam pewność, że mówisz prawdę, i że to nie ty zabiłeś Kevina i Georga? – pytał Sayid.
- Nie masz żadnej pewności. Możesz mi uwierzyć, ale nie musisz. Proszę cię tylko o jedno, przekaż Jackowi to, co ci powiedziałem. Ja muszę już iść. Dbajcie o siebie.
- John – zatrzymał go. – Nie wiem dlaczego, ale ci wierzę. Pomogę ci.
Sawyer i Kate spacerowali wzdłuż plaży. Milczeli i po prostu wpatrywali się w horyzont.
- James, co będzie z nami, gdy wrócimy do normalnego świata? – zapytała dziewczyna. – Nie boisz się, że nasze uczucie z czasem minie?
- Piegusku, czemu jesteś taka zmartwiona? Przecież dopiero teraz będziemy mogli zacząć normalnie życie. Nigdy nie czułem się bardziej uradowany. Oświadczę ci się, ty mnie przyjmiesz, zamieszkamy razem, urodzisz mi ślicznego synka i będzie żyć długo i szczęśliwie – mówił z uśmiechem.
Dziewczyna nie odpowiedziała na plany ich wspólnej przyszłości, jakie snuł Sawyer. Nie zamierzała powiedzieć mu o tym, że Jack wyznał jej miłość. Nie chciała go denerwować. James mógłby wpaść w szał. Kochał ją, tego była pewna, ale czy ona czuła do niego to samo? Ostatnio coraz częściej miała co do tego wątpliwości. Właściwie, gdy tylko znajdzie się znów w Sydney, będzie ścigana przez policję. Wróci do życia uciekinierki. Nie ma co liczyć na uniewinnienie. Spojrzała przed siebie i w tym momencie zamarła. Przetarła oczy. To nie było złudzenie. Pociągnęła Sawyera za rękaw.
- Spójrz tam – wskazała.
- O w mordę... – jego twarz wyrażała ogromne zdumienie. - Musimy wrócić na plażę i powiadomić Jacka – powiedział.
- Tylko jak to znalazło się na plaży? – zapytała.
- Odpowiedź jest chyba prosta... Wracajmy.
Zawrócili i ruszyli w kierunku plaży. Co jakiś czas odwracali się za siebie, jakby obawiali się, że coś może się wydarzyć. Łódź, którą Michael opłynął z wyspy, i która znowu się na niej znalazła, powoli znikała z ich oczu.
Retrospekcje:
Dziesięć dni później stali na ulicy w Sydney. Tak naprawdę nie miał żadnego pomysłu, co zrobić dalej. Nie może iść zgłosić się do ambasady. Ktoś mógłby go rozpoznać. Musi w jakiś sposób zarobić pieniądze. Tylko jak to zrobić? Walt pociągnął go za rękaw i powiedział:
- Znam to miejsce.
Nie zdziwiło to Micheala ani trochę. Przecież jego syn mieszkał w Sydney, więc mógł znać tą okolicę. Wtedy Walt odezwał się ponownie.
- Tato, mieszkałem kilka ulic dalej. Może Brian pozwoli nam zatrzymać się u niego na kilka dni, dopóki nie znajdziesz sobie jakiejś pracy.
- No nie wiem... On wie kiedy mieliśmy odlecieć z Sydney. Zacznie zadawać pytania. Co mu wtedy powiem?
- Wiem, że Brian nie chciał się mną opiekować, ale to dobry człowiek. Można mu zaufać. Chodźmy.
Ludzie, którzy mijali ich na ulicy, przyglądali im się podejrzliwie. Może to przez ich stroje. Po kwadransie doszli do domu, w którym mieszkał kiedyś Walt. Drzwi otworzył im sam Brian.
- O mój Boże... – patrzył na nich ze zdziwieniem. – To naprawdę wy?
- Witaj – Walt uśmiechnął się najszerzej jak tylko mógł. – Możemy wejść?
- Eeee... yyy... Proszę, wejdźcie – wskazał ręką. - Myślałem, że zginęliście. Jak to możliwe, że ciągle żyjecie?
- Mieliśmy sporo szczęścia. Opowiem ci później. Jesteśmy bez środków do życia. Moglibyśmy zostać u ciebie na kilka dni, dopóki nie znajdę pracy i mieszkania? Walt stwierdził, że możemy na ciebie liczyć – wyjaśnił Michael.
- Szczerze mówiąc, jutro wyjeżdżam na kilka dni, więc jeśli będziecie chcieli, możecie tu zostać na czas mojej nieobecności.
Pokazał im pokój, w którym mieli tymczasowo zamieszkać. Walt runął na łóżko i natychmiast zasnął. Na dworze już dawno zapanował zmrok. Michael stał w altanie i obserwował drzewa w ogrodzie. Wtedy podszedł do niego Brian.
- Dlaczego przyszliście do mnie? – zapytał.
- Mówiłem ci już, że...
- Wiem, wiem – przerwał Michaelowi. – Ale mówiłem ci, że ten chłopak jest dziwny. Oddałem go pod twoją opiekę, ponieważ nie chciałem mieć z nim nic do czynienia. Wokół niego dzieją się różne dziwne rzeczy.
- Walt jest normalnym chłopakiem! – Micheal krzyczał. – Czy twoja sprzątaczka pracowała tu, gdy on już tu mieszkał.
- Tak. Chcesz, idź z nią porozmawiać. Droga wolna – Brian wskazał na drzwi.
Nagle obaj usłyszeli huk szkła. Coś stało się na korytarzu. Wbiegli do środka. Zza drzwi wyskoczyły na nich dwie uzbrojone osoby.
- Ręce do góry! – krzyknął jeden z nich.
Obaj zrobili to, co kazał im nieznajomy. Michael widział, jak jeszcze jedna osoba wyciągała siłą Walta z pokoju.
- Tato! Tato! – krzyczał.
Nie zdążył mu odpowiedzieć, ponieważ ktoś właśnie włożył mu knebel do ust. Druga osoba zwróciła się do Briana.
- Jeśli powiesz komuś o tym, co tu zaszło, zginiesz. Zrozumiałeś?
Ten był w stanie odpowiedzieć jedynie kiwnięciem głowy.
- A ty – mężczyzna wskazał na Michaela. – Idziesz z nami.
Złapał go za ubranie i wyciągnął z domu. Na ulicy czekała na nich limuzyna. Micheal został wepchnięty do środka.
- Gdzie jest mój syn? – zapytał wściekły.
- Jest bezpieczny. Nic mu nie będzie – odezwała się osoba siedząca przy oknie samochodu.
- Kim jesteście? Skąd wiedzieliście gdzie mnie szukać?
- Teraz nie powinno być dla ciebie ważne, jak cię znaleźliśmy. Powinna cię jedynie interesować propozycja, którą chcemy ci złożyć.
Wyspa:
Hurley patrzył na ocean. Chciał się z nim pożegnać. Nie czuł żalu. Odczuwał jakąś dziwną pustkę. Tak jakby ktoś właśnie pozbawił go wątroby. Tak, to dobre określenie. W końcu wygląda właśnie tak dzięki swojej wątrobie. Cały czas myślał też o tym, jak zabił tego człowieka. Zrobił to dla swoich przyjaciół, a jednak sumienie nie chciało dać mu spokoju. „Może dało się to załatwić inaczej, bez trupów.”, myślał. Podeszła do niego Juliet. Chwyciła go za jego potężne ramię. Poczuł wtedy jakąś dziwną ulgę. Nie wiedział, jak to nazwać. Najważniejsze, że wyrzuty sumienie natychmiast uleciały w niepamięć.
- Jesteś naszym bohaterem – uśmiechnęła się.
- Miło to słyszeć, ale ten dzień ma więcej bohaterów. A największy z nich wszystkich nadal nie wrócił.
- Mówisz o Charliem? – zapytała, ale nie czekała, aż on odpowie. – Nie martw się, twój przyjaciel niedługo wróci – ponowiła uśmiech w jego stronę. – Byłam na tej wyspie trzy lata. Przez ten czas moja siostra wygrała walkę z rakiem i mimo tego, że choroba bardzo ją wyniszczyła od wewnątrz, zaszła w ciążę i urodziła zdrowego synka. Dała mu na imię Jullian. Odnajdę ich zaraz po tym jak wrócę na wyspę.
- Ja pojadę do kwiaciarni i kupię kwiaty matce. Leciałem do niej, ale los nie pozwolił mi dotrzeć do celu. Miałem jeszcze tyle szczęścia, że udało mi się przeżyć. Inni nie mieli go wcale. Libby, moja przyjaciółka, została zastrzelona przez Bena, bo akurat zanosiła pranie do bunkra – miał łzy w oczach, gdy o tym mówił.
- Hugo, muszę ci coś powiedzieć...
- Ana Lucia zginęła razem z nią...
- Hugo...
- Nikki i Paolo. Nikt nie wie, dlaczego zmarli.
- Hugo, posłuchaj.
- Mr. Eko został zabity przez Czarny Dym. Shannon i Boone również nie doczekali tej chwili. Byli rodzeństwem... – Hurley nie pozwalał sobie przerwać.
- Posłuchaj mnie grubasie! – Juliet prawie krzyknęła, ale natychmiast się uspokoiła. – Przepraszam, chciałam żebyś zwrócił na mnie uwagę.
- Wiem, że jestem gruby. Nie musisz mi o tym przypominać – powiedział z żalem.
- Wybacz. Chciałam ci tylko powiedzieć, że twoja Libby... – zawahała się. – Ben jej nie zabił. To Michael ją zastrzelił, tak samo jak Anę Lucię, a później sam się postrzelił. Ludzie, z którymi kiedyś pracowałam, obiecali mu, że odzyska Walta, jeśli uwolni Bena i przyprowadzi was czworo w naszą zasadzkę. Michael musi bardzo kochać swojego syna, skoro był zdolny do takich czynów. Nie próbuję go bronić, ale staram się go choć trochę zrozumieć. A Libby po prostu znalazła się w złym miejscu o złej porze...
- Dlaczego mi to mówisz? – zapytał cicho?
- Ben jest potworem i popełnił wiele złych rzeczy, ale tego nie możemy mu przypisywać.
Żadne z nich już się nie odezwało.
Czuł rosnące napięcie. Jeszcze tylko kilkaset metrów i będzie już na plaży. Wróci do tych, którzy zdążyli już go znienawidzić. Jack, Kate i Sawyer, tej trójki obawiał się najbardziej. To jego zdrada doprowadziła do ich porwania. Nigdy mu tego nie wybaczą. Wziął do ręki tkwiące w jego kieszeni pudełko. Trzeba je gdzieś ukryć. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Z tego miejsca było już bardzo blisko do obozu rozbitków. Micheal wiedząc, że teraz ktoś może go w każdej chwili spotkać, zaczął krzyczeć.
Retrospekcje:
Jechali przez ulice Sydney. Michael nie miał pojęcia, co jest grane. Mężczyzna, który siedział w limuzynie naprzeciwko niego, patrzył na niego z szyderczym uśmiechem.
- Może się czegoś napijesz?- przerwał cisze. – Mamy tu wyborne whisky prosto ze Szkocji. Klasyka wśród alkoholi.
Micheal nie wytrzymał napięcia i zamiast cokolwiek odpowiedzieć, opluł nieznajomego.
- Popełniasz wielki błąd – odpowiedział tamten i uderzył go w twarz. – Twój syn... Na pewno bardzo się o ciebie teraz martwi – wyraźnie grał mu na emocjach – Jeśli będziesz chciał się zobaczyć z nim jeszcze kiedyś, będziesz musiał z nami współpracować. Wtedy Walt wróci do ciebie cały i zdrowy.
- Jaką mam pewność, że mnie nie kłamiesz? – pytał.
- Żadną. Nie masz jednak chyba wielkiego wyboru. Powinieneś mi zaufać.
- Nie wiem nawet jak się nazywasz ani kim jesteś.
- Nazywam się Edward Minkowski. Ale to nie ja jestem tutaj najważniejszy. Wykonuję jedynie czyjeś polecenia – zaczął wyjaśniać. – To nie ja wymyśliłem wasze porwanie. Pracuję dla osoby, która jest wielkim człowiekiem. On chce, abyś pomógł mu w wykonaniu pewnego planu.
- Pracujesz dla Henryego?
- Nie wiem, o kim mówisz. Nieważne. Chcę, abyś mnie teraz uważnie posłuchał. Możesz to dla mnie zrobić?
- Zamieniam się w słuch – zakpił.
- Nasza organizacja, jej nazwę pominę, ma wiele wspólnego z wyspą, na której znalazłeś się ty i reszta rozbitków...
- Jesteście z Dharmy?
- Nie przerywaj mi! – Minkowski wrzasnął. – Tak, jesteśmy z Dharmy. Nasz projekt został doszczętnie zniszczony, ale teraz jesteśmy na dobrej drodze, żeby go wskrzesić. Wskrzesić w lepszej formie. Jesteśmy o krok od zlokalizowania wyspy, z której wypłynąłeś. Aby nikt nie mógł zagrozić nam w reaktywowaniu inicjatywy, będziemy musieli pozbyć się jednego człowieka, który mieszka na tej wyspie od wielu lat. To będzie na początku nasz główny cel, ale jest jeszcze jeden ważny problem. Rozbitkowie. Oni nie mogą opuścić tej wyspy. Nigdy. Chcemy mieć nad nimi kontrolę. Nie ustawimy przy nich strażników z karabinami, ponieważ póki co, nie będzie nas zbyt wielu i przyda nam się każdy człowiek. To właśnie y masz kontrolować ich kontrolować.
- Jak mam to...
- Nie przerywaj! Jeszcze nie skończyłem. Dotrzesz znowu na wyspę. Tą samą łodzią, którą z niej odpłynąłeś. Dostaniesz od nas krótkofalówkę, przez którą będziemy się kontaktować dwa razy dziennie. Chcę wiedzieć, co rozbitkowie będą planowali w związku z naszym przybyciem. Będziesz... Nie wiem, jak to ująć. Kretem. Tak, to najlepsze słowo, żeby to określić.
- Raczej będę kretynem, zgadzając się na twoją propozycję.
- Mylisz się. Wykażesz się wtedy wielkim rozsądkiem. W końcu chcesz jeszcze kiedyś zobaczyć Walta. Jeśli dobrze się spiszesz, za miesiąc powinniście już być razem.
Samochód nagle się zatrzymał. Furgonetka, która jechała za nimi również. Na dworze padał deszcz, więc nie mógł dojrzeć, w jakim miejscu się znajdują.
- Zgadzasz się?
Milczał, nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Walczył ze samym sobą.
- Michael, zgadzasz się?! – Minkowski z naciskiem powtórzył pytanie.
- Tak, zgadzam się.
Wtedy otworzyły się drzwi od samochodu. Znajdowali się w morskim porcie. Michael został wywleczony siłą na zewnątrz. Walt właśnie wysiadał z furgonetki. Widząc swego ojca, chciał do niego podbiec, ale został zatrzymany.
- Tato! Tato! Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy? – krzyczał.
- Nie martw się Walt! Wszystko będzie dobrze! – wołał. – Obiecuję ci to!
- Zabierzcie dzieciaka. Macie się nim dobrze opiekować – Minkowski zwrócił się do dwóch mężczyzn.
Gdy syn zniknął mu z oczu, Michael powtórzył jeszcze raz:
- Obiecuję ci to.
Płakał.
Wyspa:
- To nieprawda! Locke jest szaleńcem! To on zabił Kevina z Georgrem, a teraz próbuje nam wmówić, że to wina ekipy ratującej! Bardzo możliwe, że oni nawet żyją. On chce wprowadzić wśród nas zamęt i niepotrzebny strach!
Tak wyglądała reakcja Jacka, gdy Sayid streścił mu opowieść Johna. Nie chciał uwierzyć w te rewelacje. To wszystko nie miało sensu. Dobrze, że ten cały koszmar niedługo się skończy. Jeszcze tylko trochę czasu. Im bliżej było szczęśliwego zakończenia, tym więcej rzeczy zaczęło się plątać. Zupełnie jak w brazylijskiej telenoweli. Zaczął wspominać mężczyznę, którego spotkali w drodze powrotnej na plażę. Kim on mógł być? Wyglądał jakby mieszkał tu już od dłuższego czasu. Danielle nigdy go nie spotkała. Ten facet wyraźnie przed kimś uciekał. Przed nimi? A może gonili go Inni? Teraz nie warto się tym przejmować. Pierwszy raz mógł zauważyć, aby wszyscy rozbitkowie byli uśmiechnięci. Wszyscy oprócz Rose. Ta kobieta bardzo go intrygowała. Oczywiście on nigdy jej tego nie powie. Spojrzał na Juliet. Uśmiechnęła się do niego, a on zrobił to samo. Nagle wszyscy ucichli. Ktoś krzyczał.
- Pomocy! Pomocy! Czy ktoś mnie słyszy?!
Sun pierwsza rozpoznała ten głos. Nie miała pojęcia, co powiedzieć w tej sytuacji. Wykrztusiła tylko jedno, ale bardzo ważne słowo.
- Michael...
Jack spojrzał na Sayida, a ten na Jacka. Jakby na jedną komendę ruszyli za głosem. Zatrzymali się jednak już po kilku metrach. Zza drzew wyłoniła się czarna postać. Wszyscy zamarli. Nikt nie wiedział, co ma powiedzieć. „Przecież on odpłynął, więc jak to możliwe, że tu wrócił?”, tak pewnie myślał każdy z nich. Martwą ciszę przerwał dopiero Hurley. Biegł wściekły przez piasek i niczym byk uderzył z głowy Michaela, który nie zdążył w żaden sposób się obronić. Zaczął obkładać go pięściami. Dopiero wtedy kilka osób odciągnęło go na bok. Hugo wyglądał tak, jakby z jego buzi miała zaraz polecieć piana. Nie był w takim stanie jeszcze nigdy.
- Zabiłeś ją! – krzyknął, a każda osoba na niego spojrzała. – Libby... Zabiłeś ją! Ona na to nie zasługiwała! – krzyczał dalej.
Jack z wściekłością w oczach, zapytał go:
- Skąd się tu wziąłeś?
- Inni zaatakowali naszą łódź, tak samo jak kiedyś tratwę. Znowu zabrali mi Walta. Nawet nie wiem, jak to możliwe, że znowu trafiłem na tą wyspę. Płynąłem podczas sztormu, nie widziałem prawie nic. Później uderzyłem w brzeg. To cud, że nadal żyję.
- Jack, chciałam ci właśnie o tym powiedzieć – odezwała się Kate. – Razem z Sawyerem natknęliśmy się przed chwilą na tę łódź. Jakiś kilometr stąd, może trochę więcej, leży ona na plaży.
- Dotarliście do jakiegoś lądu? – Shepard pytał dalej.
- Nie. Kurs, który podał ten Henry okazał się fałszywy. Jedyny na ląd, na którym zresztą się zatrzymywaliśmy to małe, bezludne wyspy. Stamtąd braliśmy owoce.
- Skoro zatrzymywaliście się na takich wysepkach, dlaczego nie mogłeś zatrzymać się na jednej z nich podczas sztormu? – do rozmowy włączył się Sayid.
- Burza nadeszła nagle. Poza tym nigdzie takiej wyspy nie dojrzałem. Po stracie Walta płynąłem na oślep. Zgubiłem się...
- A paliwo? Jak to możliwe, że mogliście płynąć tak długo? – Irakijczyk kontynuował swoje „przesłuchanie”.
- Mieliśmy bardzo duży zapas paliwa. Henry był na tyle miłosierny, że nie pozwolił, by łódź zatrzymała się po godzinie rejsu – zakpił, ale po kilku sekundach zmienił ton. – Wiem, że dla was jestem śmieciem po tym, co zrobiłem. Faktycznie, to ja zabiłem Libby i Ane Lucie. Tylko w ten sposób mogłem uwolnić Henrego. Tylko w ten sposób mogłem odzyskać Walta – mówił ze łzami w oczach. – Chciałem, żeby moje dziecko mogło żyć w normalnym świecie, a teraz nie ma go przy mnie wcale. Przepraszam was wszystkich, za całe zło jakie uczyniłem. Bardzo tego żałuję. Przyjmiecie mnie znów do was i pomożecie odnaleźć Walta? – zapytał.
- Kłamie – uciął krótko Sayid. – Widać to po nim.
- Ja mu wierzę, ale sam nie mogę o tym zdecydować. Ratunek i tak już niedługo powinien się tu zjawić. Mimo to, zapytam. Kto jest za tym, żeby Michael został z nami?
Wszyscy oprócz Kate, Sawyera, Hurleya, Sayida i o dziwo Juliet, wszyscy podnieśli ręce.
- Witamy z powrotem – uśmiechnął się.
W oczach Micheala pojawił się dziwny błysk, ale nikt tego nie zauważył.
- Doktorku, popełniasz wielki błąd – ostrzegał Sawyer.
Juliet zauważyła, że ktoś idzie przez plażę, ponad sto metrów od nich. Natychmiast rozpoznała tą osobę.
- To Desmond! – krzyknęła.
Wszyscy obejrzeli się w tamtą stronę. Faktycznie, to był on. Tuż za nim szedł Charlie.
Retrospekcje:
Otworzył oczy. Ktoś szarpał go za ramię. Wstał z łóżka. Łańcuch nie pozwolił mu jednak zbytnio się ruszyć. Popatrzył na osobę, która stała metr od niego.
- Minkowski – warknął. – Czego chcesz?
- Witaj Michael – uśmiechnął się. - Czas abyś wykonał powierzone ci zadanie.
Jakiś mężczyzna złapał go za rękę i wyciągnął z pomieszczenia. Zeszli po schodach i zaraz znaleźli się na zewnątrz. Teraz dopiero uświadomił sobie, jak wielki jest ten statek. Minkowski pokazał mu łódź.
- Za chwilę spuścimy cię razem z nią na wodę. Damy ci dwie godziny przewagi, abyś dotarł na wyspę przed nami. Dharma na ciebie liczy. Nie zawiedź nas...
Kilka metrów od nich ktoś wrzucał do wody worek. Już na pierwszy rzut oka było widać, że znajduje się w nim jakieś ciało.
- Kto to? – zapytał, choć nie liczył na konkretną odpowiedź.
- Nieważne. Powiem ci jedynie, że jest to ktoś, kto nie chciał z nami współpracować.
Wszedł do łodzi i czekał, aż zostanie spuszczony w dół. Po chwili mógł już płynąć. Był bardzo zdeterminowany. Zrobi to. Dla Walta...
Wyspa:
Minkowski rozmawiał z jednym ze swoich pracowników. Oglądali jakąś mapę i coś na niej zakreślali. Obok nich około trzydziestu ludzi rozbijało swoje namioty.
- Jak sądzisz, gdzie on teraz może być? – zapytał pracownik.
- Domyślam się, że tu – pokazał na jakieś kółko na mapie. - Z całą pewnością wiedział on już wcześniej o planowanym przez nas nalocie. Ktoś z naszej organizacji kontaktował się z nim często. Był swojego rodzaju szpiegiem w naszych szeregach. Znasz go bardzo dobrze, Tedd.
- Kto to taki?
- Nie mogę ci tego powiedzieć poza tym, że była to osoba wysoko postawiona w Dharmie. Dowiesz się w swoim czasie.
- Dobrze. Ale co z rozbitkami z lotu 815? Wysłałem już tam 5 chłopców, tak jak pan kazał. Dadzą im jasno do zrozumienia, żeby ci nie wtrącali się w nasze sprawy. Boję się jednak, że nie posłuchają i będą chcieli za wszelką cenę opuścić tą wyspę. Co wtedy?
- To proste. Zabij ich.
Koniec odcinka drugiego[/b]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anonim
Człowiek Wiary
Dołączył: 16 Maj 2007
Posty: 768
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 3/3
|
Wysłany: Wto 14:27, 24 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Odcinki mogą być, ale pan_anonim pisze trochę za długie, natomiast Firm kawałkami. Gdyby jeden skrócił, a drugi napisał całość było by lepiej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Satanael
Mysliwy
Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 17:43, 01 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
04x01- What Goes Around Comes Around / Wszystko co krąży zawsze wraca (Des )
04x02- Easy Step / Łatwy krok ( Juliet )
04x03- Triple Zero / potrójne zero ( future - Sawyer and Kate )
04x04- Scar / Blizna ( Jack )
04x05- Learning to Fly / Nauka latania ( Rose )
04x06- Last Scream / Ostatni krzyk ( future - Sayid )
04x07- Orders and Signals / Rozkazy i sygnały ( Daniell )
04x08- Key to her past / Klucz do jej przeszłosci ( Hugo )
04x09- Deadly Confession / Zabojcze wyznanie ( Naomi )
04x10- Ties That Bind / Związki ktore łączą ( Desmond )
04x11- Iron fist / Żelazna pięsc ( Sun )
04x12- Cell number 131 / Cela numer 131 ( future - Jack )
04x13- When a Stranger Looking for Unknown / Kiedy nieznajomy szuka nieznanego ( Ben )
04x14- Forgotten Cruise / Zapomniany Rejs ( Michael and Walt )
04x15- Empty Chair / Puste krzesło ( Locke )
04x16- Every Ways Lead to Island / Wszystkie drogi prowadzą na wyspę ( future - Aaron )
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Satanael dnia Pią 9:35, 10 Sie 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wieszcz
Przyjaciel Forum
Dołączył: 29 Lis 2006
Posty: 1974
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Łódż Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Śro 21:07, 01 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Eeeeej z tym future Aaronem to fantastyczny pomysł Super by było jakby tak zrobili
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anonim
Człowiek Wiary
Dołączył: 16 Maj 2007
Posty: 768
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 3/3
|
Wysłany: Śro 21:11, 01 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
No to by było dosyć ciekawe rozwiązanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
johnsonk7
Rozbitek
Dołączył: 18 Maj 2006
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 23:09, 02 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Teraz ja coś zapodam. Prosze o komentarze i oceny.
Odcinek 1. – ‘Voice from dead’ - Jack
Otworzył oczy. Dźwięki kłótni z sąsiedniego pokoju zbudziły go. Po raz kolejny. Czy ich konflikt nie będzie miał końca ? Już wszyscy na statku mają dosyć. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Nie przeszkadzam, panie Minkowski ? – zapytała, stojąca w drzwiach Naomi.
- Ależ nie. Tylko proszę was kolejny raz o to, żebyś nie kłóciła się więcej ze swoją siostrą. To dla dobra całej załogi. Obydwie dobrze wiecie, iż jesteśmy tu w innym celu. W celu przechwycenia wyspy od wroga.
- Tak jest !. – krzyknęła Naomi, poczym wyszła.
Zbliżenia na twarz Minkowskiego, na której pojawia się diabelski uśmieszek.
LOST.
Jack po rozmowie przez telefon martwej Naomi, usiadł pod drzewem i płakał. Cały koszmar się skończy. Tym razem Locke mu nie przeszkodził. Tylko gdzie on jest ?. Jack zerwał się na równe nogi i pobiegł w stronę, w którą udał się kilka minut wcześniej John Locke.
- Gdzie idziesz Jack ?! – krzyknęła Kate.
- Niedługo wrócę ! – odpowiedział Jack od niechcenia.
FLASHFORWARD’y :
Dźwięk telefonu. Motorola V3 dzwoniła już trzeci raz tego dnia, gdy Jack odbierał nikt nie odpowiadał. Powoli stało się to dla niego natarczywe i irytujące.
- Odbierz do cholery Jack ! – krzyknęła młoda, wysoka kobieta, o brązowych włosach i zielonymi oczami.
- Halo ?.
Bez odpowiedzi, jak zawsze.
- Dlaczego to robisz ? Po co dzwonisz ? Czemu się nie odzywasz ? – pytania Jack’a pozostawały bez pytania, ulatując w otchłań ciszy, której nie miał zamiaru zakłócić ktoś po drugiej stronie. Po chwili dało się usłyszeć pikanie komórki, takie jak ktoś odkłada słuchawkę.
- Znów to samo ? – zapytała ta sama młoda kobieta, która przed chwilą wydała rozkaz lekarzowi, aby odebrał telefon.
- Tak – z dziwnym wyrazem twarzy odparł Jack. – Obiecuję, że dowiem się kto nam to robi. Jesteś mi świadkiem, Jenny – dodał po chwili lekarz.
WYSPA:
John Locke szedł dalej, rana po postrzale trochę mu ciążyła. Wie, gdzie musi się udać. Tam znajdzie odpowiedzi, na to, co zrobić. W nim cała nadzieja. Jack biegł wśród zarośli, mając nadzieje, że dorwie Johna. Ale z każdą upływającą sekundą, to uczucie słabło. Wiedział, że nie powinien zostawiać całej grupy samej. Postanowił wrócić.
- Żegnaj, John. – powiedział Jack i zawrócił.
- Jak tam, grubasku ? – rzekł Sawyer widząc, jak Hugo wraca zdyszany. – Próbujesz schudnąć, bo widzę, że koszulka sucha nie jest. – dodał.
- Odczep się. Zbieraliśmy tylko ciała martwych. Powiedziałbym, że na pewno nie robiłem tego, żeby schudnąć. I jeszcze jedno – odchodząc powiedział Reyes. – Tam leży martwy Tom, chyba wiesz co z nim zrobić, uśmiechnął się ‘grubasek’.
Juliet siedziała na plaży, rozmyślając o tym co dalej. Co zrobi po powrocie do prawdziwego świata.
- Można się dosiąść ? – zapytał Sayid.
- Pewnie.
- Chciałbym Cię przeprosić za to, co działo się wcześniej. Nie wiedziałem, czy jesteś z nami, czy z nimi. Chyba mnie rozumiesz ?. – zapytał Irakijczyk.
- Nie ma sprawy. Rozumiem Cię. W końcu ktoś, kto spędził kilka lat w wojsku, ma to już we krwi. – powiedziała z uśmiechem na twarzy Juliet. Nagle usłyszeli krzyk Hugo, Bernarda i Jina. Jak najszybciej udali się w miejsce, skąd dało się słyszeć odgłosy. Wszyscy trzej podtrzymywali zmęczonego Desmonda. Irakijczyk tradycyjnie zapytał co się stało. Odpowiedz zelektryzowała ich:
- Ratunek nie jest od Penny.
FLASHFORWARD’y:
Jack zapukał do drzwi. Może to pomoże.
- Proszę wejść.
- Witam, Lenny – powiedział lekarz.
- Dawno Cię nie widziałem Jack. Jak się miewasz ? – zapytał mężczyzna.
- A dobrze. Wszystko jak na razie układa się na lepsza, zważywszy to, co działo się wcześniej.
- No to dobrze. Cóż Cię do mnie sprowadza ? – zapytał Lenny.
- Mam do Ciebie prośbę. Sprawdź dla mnie ten numer. Wiem, że jesteś wysoko w tej firmie, i możesz sprawdzić co zechcesz. Staremu przyjacielowi ze studiów chyba nie odmówisz ? – rzekł Shepard, podając kartkę.
- Dobrze, zobaczę co da się zrobić. – odparł Lenny, dyrektor firmy T-Mobile. Co można było wyczytać na tabliczce, stojącej na biurku.
- Dzięki. Jak będziesz już coś wiedział, to zadzwoń. I coś jeszcze. Wpadnij kiedyś do mnie, powspominamy stare czasy, wypijemy po szkockiej, a przy okazji poznasz moją nową żonę Jenny. Dzięki niej jestem znów na nogach.
- Jeżeli znajdę chwilę czasy to na pewno wpadnę Jacko.
- Do zobaczenia.
WYSPA:
- Halo ? Jack ? – pytał zniekształcony przez krótkofalówkę głos Juliet. Kate widząc, że Jack jeszcze nie wrócił, odpowiedziała.
- Jacka chwilowo nie ma. Tu Kate.
- Kiedy będzie ? Gdzie jest ?.
- Nie wiem. Poszedł szukać Locke’a. On zabił Naomi.
- W takim razie idź gdzieś w ciche miejsce, gdzie nikt Cię nie zauważy i nie usłyszy naszej rozmowy.
- Ok. Moment.
Kate udała się w pobliskie krzaki, by nie było jej widać.
- Już.
- Statek, który niby jest 80 mil od brzegu i ma nas uratować nie jest od Penny, jak mówiła Naomi.
- Że co ?!.
- Tak. Musisz powiedzieć Jack’owi, żeby zabrał stamtąd wszystkich. Ukryjcie się gdzieś. To nie są dobrzy ludzie, oni nam nie pomogą. Pomyśl dlaczego Naomi nas okłamywała.
- Ok. Jak tylko Jack wróci wszystko mu powiem. Uważajcie na siebie.
- Wy tez. My idziemy się schować, znam kilka miejsca na tej wyspie. Gdy będziemy bezpieczni odezwiemy się, to samo tyczy się was. Bez odbioru.
Ben miał rację, pomyślała Kate. Jesteśmy zgubieni. W tym samym momencie zauważyła Jacka, wychodzącego z tropikalnego buszu.
STATEK:
- Wiecie co macie robić, tej szansy nie możemy przegapić. – krzyczał na swoich podopiecznych Minkowski.- Nie chcemy rozczarować naszej organizacji prawda ?.
- Tak jest panie kapitanie !. – odparł jeden z ludzi.
- Znacie lokalizację. Do roboty ! – podniósł głoś Edward Minkowski.
‘Żołnierze’, bo tak można było ich nazwać, wybiegli z wielkiej hali. Edward został sam z dowódcą grupy desantowej.
- Jesteś za to wszystko odpowiedzialny. Żadnych ofiar. Mamy ich przekonać słowami, nie siłą. A teraz rób co do Ciebie należy.
- Tak jest panie kapitanie.
FLASHFORWARD’y:
Jack wychodzący ze sklepu razem ze swoją nową towarzyszką, poczuł jak w jego kieszeni coś wibruje. Telefon. Jack czekał na niego od ponad tygodnia. Tajemnicze telefonu zdarzały się co najmniej raz dziennie. Teraz wszystko miało się wyjaśnić.
- Tak? – odebrał lekarz.
- Jack, przyjedź natychmiast do mnie. Szybko. To bardzo pilne. – jednym tchem powiedział Lenny.
- Co się stało ?.
- Dowiesz się na miejscu.
- Ok. Jestem w drodze.
Jack wytłumaczył żonie, że ma bardzo ważna sprawę, poczym pojechał do Lenny’ego. Co może być takiego ważnego ? Czy ujawniona tożsamość, kogoś, kto dzwoni może być aż tak zaskakująca ? Jack z tymi pytaniami przecinał wszystkie przecznice w bardzo szybkim tempie. Na horyzoncie pojawił się budynek centralny T-Mobile. Jestem na miejscu – pomyślał. Jazda windą wydawał się nie mieć końca. W końcu dojechał na 47 piętro. Zapukał do drzwi.
- Wchodź – usłyszał Lenny’ego.
- Co jest ? Dlaczego miałem się u Ciebie zjawić tak szybko ? – sypał pytaniami Shepard.
- To co wyszło na jaw, jest bardzo zaskakujące i zatrważające.
- Zidentyfikowałeś dzwoniącego ?.
- Tak. – odparł, poczym podał na kartce nazwisko.
Jack rozwinął ją i zobaczył tożsamość:
‘Christian Shepard’.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|