|
Największe forum LOST - Zagubieni w Polsce Welcome to the island - Namaste
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Ostatniemu odcinkowi daje: |
10 |
|
59% |
[ 74 ] |
9 |
|
9% |
[ 12 ] |
8 |
|
7% |
[ 9 ] |
7 |
|
3% |
[ 4 ] |
6 |
|
3% |
[ 4 ] |
5 |
|
4% |
[ 6 ] |
4 |
|
1% |
[ 2 ] |
3 |
|
3% |
[ 4 ] |
2 |
|
0% |
[ 0 ] |
1 |
|
7% |
[ 9 ] |
|
Wszystkich Głosów : 124 |
|
Autor |
Wiadomość |
Master Flamaster
Fizyk Inicjatywy DHARMA
Dołączył: 27 Sie 2006
Posty: 1788
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 78 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Londyn Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Wto 18:59, 25 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Hmmm, jeśli się nie mylę to w 2004 roku mieli początek i koniec serialu rozpisany. A wszystko pomiędzy dopiero było tworzone, rozciągane i skracane w zależności od oglądalności i popularności. Więc zakończenie było już tak zaplanowane (mniej więcej) i mogło się pojawić np. w finale drugiego sezonu przy mniejszej widowni.
Taka ciekawostka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
u.
Inny
Dołączył: 24 Lis 2006
Posty: 2079
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 14 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 19:00, 25 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Cóż.. ja już wczoraj widziałem, ale dopiero teraz znalazłem chwilkę żeby coś napisać. Jeżeli chodzi o historie bohaterów, lepszego zwieńczenia wyobrazić sobie nie mogłem. Zarówno warstwa techniczna, zdjęcia, muzyka, jak i sama akcja wraz z ostatecznym plot-twistem wyszła niesamowicie epicko i wzruszająco - dlatego też wystawiłem finałowi najwyższą notę. Z drugiej strony.. rozumiem rozgoryczenie wszystkich osób oczekujących odpowiedzi na pytania, które dręczyły nas przez taki szmat czasu, ale chyba żadna racjonalnie myśląca osoba nie spodziewała się wyjaśnienia wszystkich zagadek, czarno na biało, właśnie w finałowym odcinku (a zwłaszcza mając na uwadze, że Lost od początku był serialem opowiadającą historie rozbitków, gdzie wszystkie tajemnice stanowiły za tło, co niejednokrotnie zresztą było podkreślane przez twórców). So.. yeah, 10/10.
<center></center>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Narek
Cicha Woda z Wyspy
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Wto 19:08, 25 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Master Flamaster napisał: |
Widzowie z dłuższym stażem mieli spore nadzieje i doznali zawodu. |
hmm czy ja wiem? Oglądam ten serial od 6 lat, od pierwszego sezonu. I mam inne zdanie niż wszystkie Henie i Biodziowie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Master Flamaster
Fizyk Inicjatywy DHARMA
Dołączył: 27 Sie 2006
Posty: 1788
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 78 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Londyn Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Wto 19:49, 25 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Narek napisał: |
Master Flamaster napisał: |
Widzowie z dłuższym stażem mieli spore nadzieje i doznali zawodu. |
hmm czy ja wiem? Oglądam ten serial od 6 lat, od pierwszego sezonu. I mam inne zdanie niż wszystkie Henie i Biodziowie |
Ja oglądam serial tez praktycznie od początku, jestem zawiedziony ostatnim sezonem, ale nie zakończeniem serialu jako takim. Finał był w porządku, problem jest w reszcie odcinków tego sezonu.
PS.
Finał zawierał wszystko to, co prawdziwy finał sezonu LOST mieć powinien:
-parę grup bohaterów mających różne cele
-bijatykę
-dużo białego światła
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fisher
Przyjaciel Forum
Dołączył: 06 Paź 2006
Posty: 1579
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 32 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Wto 20:30, 25 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Master Flamaster napisał: |
Hmmm, jeśli się nie mylę to w 2004 roku mieli początek i koniec serialu rozpisany. A wszystko pomiędzy dopiero było tworzone, rozciągane i skracane w zależności od oglądalności i popularności. Więc zakończenie było już tak zaplanowane (mniej więcej) i mogło się pojawić np. w finale drugiego sezonu przy mniejszej widowni.
Taka ciekawostka |
Muszę uściślić- Kiedy napisali pierwszą scenę, od razu napisali ostatnią, chociaż początkowo Jack miał zginąć w Pilocie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Krzys
Przyjaciel Forum
Dołączył: 09 Sty 2007
Posty: 2565
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Wto 20:32, 25 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Master Flamaster napisał: |
PS.
Finał zawierał wszystko to, co prawdziwy finał sezonu LOST mieć powinien:
-parę grup bohaterów mających różne cele
-bijatykę
-dużo białego światła
|
To final pierwszego sezonu jest do dupy, bo nie ma białego światła ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Narek
Cicha Woda z Wyspy
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Wto 20:35, 25 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Master Flamaster napisał: |
Ja oglądam serial tez praktycznie od początku, jestem zawiedziony ostatnim sezonem, ale nie zakończeniem serialu jako takim. Finał był w porządku, problem jest w reszcie odcinków tego sezonu.
|
aha spoko inaczej zrozumiałem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Master Flamaster
Fizyk Inicjatywy DHARMA
Dołączył: 27 Sie 2006
Posty: 1788
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 78 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Londyn Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Wto 21:18, 25 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Krzys napisał: |
Master Flamaster napisał: |
PS.
Finał zawierał wszystko to, co prawdziwy finał sezonu LOST mieć powinien:
-parę grup bohaterów mających różne cele
-bijatykę
-dużo białego światła
|
To final pierwszego sezonu jest do dupy, bo nie ma białego światła ? |
W sumie można podciągnąć pod to świecenie z łodzi Innych na rozbitków
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
irk
Przyjaciel Forum
Dołączył: 01 Mar 2008
Posty: 642
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 30 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Wto 22:43, 25 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Co do odcinka:
Podobał mi się powrót Juliet, i była to Juliet - a nie Erica z V. Samo zabicie MiBa zeszło na dalszy plan, a najważniejsze do rozwiązania stały się "alty"... Co do tego czyśćca to na początku myślałem, że jest to "wyjście awaryjne Jacoba"- alternatywny wszechświat: wszyscy zginą i tam będą kończyć swoje życie, tak jak sobie wymarzyli po zabiciu MiBa i zniszczeniu wyspy. Jednak po zobaczeniu żywego ojca Jacka okazało się inaczej.Co do zakończenia, duża gra na emocjach. Nie jestem zły, skoro tak chcieli to wszystko zakończyć i taką mieli wizję zakończenia - ok. Ale żal tych wszystkich nierozwiązanych zagadek.
Dało się odczuć atmosferę finału sezonu, ale to był finał całej serii... Przed odcinkiem wzbraniałem się przed jego obejrzeniem, myślałem że będzie dobry, bo to przecież finał finałów. Miałem w planach nawet obejrzenie następnego dnia jeszcze raz. Po obejrzeniu epizodu stwierdzam że nie chcę. Może za tydzień... Jestem rozdarty, zagubiony... Z jednej strony przecież serial skupiał się na osobach i relacjach między nimi, jednak zagadki i sekrety to również mocny aspekt tego serialu. Powinna być między nimi równowaga. Po co te wszystkie dyskusje na forach? Byłem ciekawy, jak wyjaśnią nam dlaczego kobiety w ciąży nie mogą urodzić tam dzieci i co sprawiło że tak się dzieje. Niestety...
<embed src='http://spoilerfiles.com/spoilertv/flvplayerv4.swf' height='362' width='644' allowscriptaccess='always' allowfullscreen='true' flashvars='&description=Video%20Description&file=http%3A%2F%2Fll.media.abc.com%2Fvideo%2Fmp4%2F644x362%2FLOST_0087LOS10015_PROMOLOST0087LOS1001_Promo_HD720p_cb928783-2391-4071-ba42-ce2811e92fce_2626992.mp4&image=http%3A%2F%2Fspoilerfiles.com%2Fspoilertv%2Fdarkufovideostill.jpg&plugins=viral&stretching=exactfit&title=Video%20Title&viral.functions=embed'>
W trailerach do sezonu dostaliśmy całkiem dobitnie, że w końcu pojawią się tak wyczekiwane odpowiedzi. Odpowiedzi? Naprawdę? Za mało.
Teraz wiem że była to walka o widzów, którzy jeszcze wierzyli (ślepo?) że coś się zmieni na lepsze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pauerlajn
Rozbitek
Dołączył: 03 Lut 2007
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 22:45, 25 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
dajcie spokoj. nigdy nie bedzie tak, ze wszystkim sie bedzie podobalo to samo. nie widze jednak powodu zeby nawzajem rzucac w siebie blotem tylko dlatego, ze dziela was poglady na temat finalu.
dla mnie koncowka bomba. jasne, podobny motyw byl juz przerabiany wczesniej w kilku filmach, ale nie zmienia to faktu, ze final zaskoczyl... i wzruszyl.
nie liczylem na wyjasnienie zagadek. ba! mialem nadzieje, ze tego nie zrobia. magia 'lost' w koncu wlasnie na tym polega - tworcy stawiaja pytania i nie daja odpowiedzi, liczac, ze widzowie sami je sobia wymysla wedle wlasnego uznania. nie zmienia to jednak faktu, ze momentami [biorac pod uwage wszystkie sezony] tytul serialu odnosil sie do scenarzystow, bo troszke sie zagubili w stworzonym przez siebie swiecie.
jeszcze jedno: po ogladnieciu finalu i smierci jacka, polecam wszystkim wlaczenie sobie jeszcze raz poczatku 06x01. scena, w ktorej shephard patrzy przez okno samolotu wydaje sie byc teraz zupelnie inna. widac jakby jack rozbudzil sie zaraz po swojej smierci na wyspie. przecudne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
trawa_morska
Człowiek Nauki
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 0:46, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Okazało się, ze mój ulubiony serial od sześciu lat to po prostu historia o wyspie z korkiem :niepewny:
Poza tym twórcom udała się ta niewiarygodna rzecz, jak utrzymanie mojej irytacji względem Jacka do samego końca jego egzystencji. Wow :padam:
Trudno jednoznacznie ocenić ten odcinek, z pewnością nie zasługuje ani na 1, ani na 10. Moje pierwsze wrażenia po zakończeniu oglądania były niezbyt pozytywne. Poczułam się skołowana i oszukana. Cóż, trzeba to było przeżuć i przetrawić.
Jestem skłonna uznać Lost za trzymający się kupy serial, jeżeli oni zginęli już w pierwszym odcinku w katastrofie. I że sama Wyspa to czyściec. Tylko tak mogę przyjąć ten cały mistycyzm i różne science-fiction oraz niedopowiedzenia i pewnie niedociągnięcia w tym temacie jako wiarygodne. Wtedy, gdy potraktuję to jak nierealny świat, coś jak sen, gdzie możliwe są zarówno skoki w czasie, dziwne energie, teleportacje, jak i pewne rzeczy, które są niewiadomo w sumie po co i które po jakimś czasie przechodzą w co innego, tracąc wcześniejsze znaczenie, bądź bywają pewnym symbolem czegoś w życiu; jak bunkry, latarnie, posągi, przyciski, itp. Można próbować wyjaśniać pewne magiczne zjawiska nowoczesną fizyką, ale ostatecznie nie zdaje to egzaminu. S-f to s-f, nie istnieje w świecie kreującym się na rzeczywisty. Ale już w pozagrobowym – proszę bardzo. Tutaj wyobraźnia dopiero ma pole do popisu.
Na Wyspie spotykają się ludzię, którzy zginęli w różnych warunkach, w równych czasach. Biorąc pod uwagę wiek, to raczej zginęli nagle, nie załatwiwszy swoich ziemskich spraw. Z Wyspy nie można się wydostać tak od razu. Trzeba zmierzyć się z samym sobą, odnaleźć się, przejść przemianę odpokutując za swoje winy. Niektórym się to udaje, innym nie. Ci, którym się udaje, wydostają się do kolejnego świata, gdzie, jak na przystanku, czekają na pozostałych, z którymi są w jakiś sposób związani, a którzy są jeszcze zagubieni. Niektórym pomagają przy tym inni, w zamian dostając swoją nagrodę. Część traci swoją szansę na oczyszczenie na Wyspie, więc w świecie, który dla szczęśliwców jest już przystankiem do lepszego świata, oni muszą znaleźć jeszcze własną drogę (Ben, Ana Lucia, państwo Widmore). Są jeszcze straceńcy, zawieszeni w drodze, jak Michael, którzy mogą już tylko „szeptać”.
Jak powiedział Christian, tu nie obowiązuje normalny czas, więc nie wiadomo ile zajęło poszczególnym osobom wydostanie się z Wyspy. Ile też minęło między uświadomieniem sobie prawdy pomiędzy poszczególnymi parami. Bo tak naprawdę jednej osobie, jej osobiście, mogło się wydawać długo, mimo że tak naprawdę dla tych, którzy już się odnaleźli czas przestał płynąć w znanym im znaczeniu.
Przekonuje mnie też do tego Juliet, która tuż przed wybuchem bomby powiedziała „udało się” (to samo zresztą powtórzyła do Jamesa, gdy się ponownie odnaleźli) – poświęciła się, więc zrobiła w końcu dobro tak wielkie, że mogła iść dalej w swojej pozaziemskiej drodze. A przecież o niczym innym nie marzyła, jak o wydostaniu się stamtąd.
Bo jeżeli jest inaczej, jeżeli tylko alternatywa jest czyśccem, toto nie jestem w stanie pogodzić się z tym, co z tego wynika, czyli:
1) banalnym, w porównaniu do takiego np. piątego, ostatniego sezonu
2) porzuceniem wątków tak dla mnei istotnym, jak cała fizyka i mitologia wyspy (czyli jednym slowem zrezygnowania z s-f , którego zagadnienia dostarczyły nam tylu emocji o rozważań,
3) zbanalizowania osoby Richarda i pani Faraday/Widmore
4) bezsensowną w tej sytuacji obsesją Widmoradot. Wyspy
5) banalnym sposobem zabicia Flocke'a i ogólnie z bezsensem istnienia Jacoba i jego brata bliźniaka i szalonej macochy, łażeniem Jacoba po pozawyspowym świecie
6) urodzeniem się Aarona w alternatywie, skoro wiemy, że dożył przynajmniej trzech lat
6) no i co to w ogóle za czyściec z tej alternatywy??? Przecież pobyt tam dla głównych bohaterów polegał na znalezieniu się nawzajem, głównie z pomocą Desmonda.
6) i takich różnych innych
Poza tym:
Trochę ckliwe to było, niepodobne do klimatu Lost, chociaż nie powiem, radość ogarniała me serce przy co niektórych „odnalezieniach”
Chwilami bardzo rozczarowywała mnie muzyka, była zbyt banalna.
Scena walki Jacka z Flocke'em w ogóle mi się nie podobała. Pomijam efekty, ale sorry – ten Straszny Dym, Wielki Potwór Zabijający na Prawo i Lewo Kobiety Starców Dzieci i Murzynów, tak po prostu umiera zrzucony na skalną półkę???? Rozumiem, że Jack to urodzony komandos :rotfl: , ale bez przesady, Flocke powinien go wciągnąć nosem.
Duży minus za zostawienie zbyt dużej przestrzeni do nowych dywagacji.
Natomiast co mi się podobało, to że Hurley został Jacobem, a i Ben coś z tego uszczknął, sceny Jin/Sun, Sawyer/Juliet i cała akcja z samolotem, chociaż nie wiem ogólnie, jaki miała sens dla całości, to stanowiła natomiast niezła równowagę dla słabszych scen. Fajne były różne nawiązania, świetny pomysł z klamrą.
Na koniec :
Pomijając uczucia względem finałowego odcinka, wiadomo, wszystkim się nie dogodzi, a już zwłaszcza tym, którzy spędzili mnóstwo czasu nad różnymi teoriami, ale pamiętajmy że Lost to sześć lat i żaden serial nie wzbudził tyle emocji i przywiązania fanów. To serial fenomenalny pod różnymi względami. Miejmy tylko nadzieję, że nie była to zabawa (i zarabianie kasy) twórców naszym kosztem. Tak czy owak oni, jak i aktorzy, wykonali przez te sześć lat kawał dobrej roboty i za to chapeau bas
Byłabym zapomniała - Henioo&Bodzio WIELKIE DZIĘKI ZA NAPISY!!!, zarówno finałowe, jak i każde inne :padam: :padam: :padam:
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez trawa_morska dnia Śro 0:49, 26 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kate
Przyjaciel Forum
Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 2347
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Marsa Płeć: Zagubiona
|
Wysłany: Śro 9:59, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
6 sezon to przestroga dla producentów innych seriali, którym bardziej niż na widzach zależy na zbiciu niezłej kasy.
Już 5 sezon wywoływał we mnie lekkie zdziwienie, ale przynajmniej całość kupy się trzymała.
6 sezon to totalna abstrakcja, a jako, że każdy odcinek wywoływał we mnie mocno skrajne emocje, wolałam nie pisać o swoich spostrzeżeniach, żeby w ucho od fanów nie zarobić.
Kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie odejście od naukowego wytłumaczenia właściwości wyspy oraz mityzmu i mistycyzmu, który się w nim wytworzył (pamiętacie liczne teorie nt. tego, jakiego boga przedstawia posąg?analizy map stacji? mapy czasoprzestrzeni Daniela?). To właśnie sprawiało, że serial zdawał się być tak genialną konstrukcją. Marginalizacja osób, które pretendowały do bycia odpowiedzią na tą zagadkę to kolejny cios. Może zadanie przerosło twórców?
Teraz o samym finale:
- Jack Winkelriedem narodu ... może gdyby inna postać złożyła taką ofiarę byłabym pod wrażeniem. Tu mamy do czynienia z tym płaczliwym doktorkiem, ktory kaszani wszystkie akcje i najwyraźniej chce odkupić swoje winy. Trochę słabe.
- Wyspa ma korek ... dobra, tego nie trzeba komentować.
- Na jaką cholerę wprowadzone zostały postaci Jacoba i Miba? Ani to wielcy mocarze jak się okazuje, ani nie byli jednoznacznie dobrzy/źli. Ot po prostu kolejna grupka (tym razem liczebnie uboga) po dharmowiczach, ludziach z frachtowca, czy tych ze świątyni. Śmierć zarówno Jacoba jak i Miba to śmiech na sali. Ich wątek wprowadził jedynie baśniowość do serialu, której ja nie kupuję.
- Reakcja rozbitków w alter/czyśćcu (?) po przypomnieniu sobie wydarzeń z wyspy. "Czułeś coś?", łzy, spazmy, rzucanie się sobie w objęcia, pocałunki. No strasznie to płytkie.
- Przyspieszona rekonwalescencja Locke'a po przejściu operacji kręgosłupa (!). On tego samego dnia po operacji na własnych nogach zadreptał do kościoła?!
- Całe te fanaberie dziejące się na wyspie to życie rozbitków, a alter, gdzie życie toczy się normalnym rytmem to czyściec ... nie powinno być odwrotnie?
- Nagmatwanie widzom w głowach zamiast ostatecznego wytłumaczenia wszelakich zagadek.
Jedyne co na plus odnotowałam z tego serialu to pojawienie się osoby Christiana Shepharda. Nie wierzyłam, że to Mib przejął jego ciało. To byłoby zbyt prymitywne i przekreślałoby jego appearance w poprzednich sezon. Już samo imię i nazwisko jest symbolem, co podkreśla krótka rozmowa Kate z Desmondem. Szkoda tylko, że jego osoba nadal owiana jest tajemnicą, której już nigdy nie poznamy. Fani Christiana chyba nie są zasmuceni z takiego obrotu sprawy
Podobała mi się jeszcze konwersacja Jacka z Hugo, gdy ten przekazywał mu swoje posłannictwo (z pominięciem zakosztowania wody z kałuży) oraz scena grupowa, gdy wszyscy witali się w kościele. Pewnie dlatego, że beksa ze mnie
I krótkie podsumowanie: serial poszedł w niewłaściwą stronę. Finałowy sezon tworzony był w oderwaniu od całego dorobku i tego misterium w każdym calu, do którego przyzwyczaił nas LOST. Chcieliśmy odpowiedzi? Możemy czytać je między wierszami. Nic na tacy nie zostało podane. Oprócz tego pozostaje wiele niedopowiedzianych spraw. A szkoda ...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kate dnia Śro 10:00, 26 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
pr0tosS
Cicha Woda z Wyspy
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Poznań Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Śro 11:41, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Dla tych którzy nie zauważyli, albo inaczej to interpretują, ja widzę to tak, że walka Jacka z Flocke'em była "zwykła" tj. bez dymu i fajerwerków przez wyciągnięcie tego "korka" ze "źródełka" i utracenie ich mocy, w tym zasad panujących na wyspie (chodzi mi o to że nie mogli siebie ot tak zabić). To była ta niespodzianka, o której nieświadomie powiedział Jack Flocke'owi.
Świetnie ktoś zauważył zachowanie Jacka w pierwszej scenie tego sezonu. Rzeczywiście wygląda to tak jakby był zdziwiony gdzie się znajduję, jakby przed chwilą był gdzieś indziej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Narek
Cicha Woda z Wyspy
Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Śro 12:43, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
irk napisał: |
W trailerach do sezonu dostaliśmy całkiem dobitnie, że w końcu pojawią się tak wyczekiwane odpowiedzi. Odpowiedzi? Naprawdę? Za mało.
Teraz wiem że była to walka o widzów, którzy jeszcze wierzyli (ślepo?) że coś się zmieni na lepsze. |
no ludzie no bez jaj... przecież nie będą wyjaśniać czemu Juliet lubi frytki, a Kate nie. Zrobili (twórcy) listę najważniejszych zagadek jakie należy rozwiązać i na nie dali odpowiedź. To, że same odpowiedzi nam się nie podobały czy też sposób ich podania to już inna sprawa, ale... nie mówcie, że nie było odpowiedzi bo tych było w tym sezonie od cholery.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
trawa_morska
Człowiek Nauki
Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 13:27, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Narek napisał: |
irk napisał: |
W trailerach do sezonu dostaliśmy całkiem dobitnie, że w końcu pojawią się tak wyczekiwane odpowiedzi. Odpowiedzi? Naprawdę? Za mało.
Teraz wiem że była to walka o widzów, którzy jeszcze wierzyli (ślepo?) że coś się zmieni na lepsze. |
no ludzie no bez jaj... przecież nie będą wyjaśniać czemu Juliet lubi frytki, a Kate nie. Zrobili (twórcy) listę najważniejszych zagadek jakie należy rozwiązać i na nie dali odpowiedź. To, że same odpowiedzi nam się nie podobały czy też sposób ich podania to już inna sprawa, ale... nie mówcie, że nie było odpowiedzi bo tych było w tym sezonie od cholery. |
Odpowiedzi dano nam bardzo malo, a do tego te, ktore nam dano, okazaly sie ostatecznie malo istotne dla calego serialu.
Zostawiono nam natomiast mnostwo pola do kolejnego popisu, tzn. do interpretacji, i to juz nie jakis poszczegolnych tajemnic, ale do tego o czym tak naprawde byl ten serial, o jego sens i sens naszych prob wyjasnien o co kaman :kwasny:
Kate napisał: |
Jedyne co na plus odnotowałam z tego serialu to pojawienie się osoby Christiana Shepharda. Nie wierzyłam, że to Mib przejął jego ciało. To byłoby zbyt prymitywne i przekreślałoby jego appearance w poprzednich sezon. Już samo imię i nazwisko jest symbolem, co podkreśla krótka rozmowa Kate z Desmondem. Szkoda tylko, że jego osoba nadal owiana jest tajemnicą, której już nigdy nie poznamy. Fani Christiana chyba nie są zasmuceni z takiego obrotu sprawy |
No i to mnie wlasnie zastanawialo. Bo ja wciaz jestem przekonana, ze to MiB byl Christianem, bo inaczej nie umiem sobie wytlumaczyc jego roli na Wyspie, no bo niby skad Christian pojawiajac sie na niej tyle by o niej wiedzial? I co by w ogole na niej robil? Pojawial sie tez przeciez w szpitalu u Jacka, w tym niby prawdziwym swiecie :niepewny:
Totalnie nie rozumiem skad on to niby wie wszystko mowiac w finale Jackowi o Wyspie, skoro jest soba, a nie MiBem
Bez sensu...
I slowo o Kate:
nie bardzo rozumiem tego jej czekania. No bo gdyby wziac pod uwage, ze Wypa to real world i Kate udalo sie przezyc i zyla sobie jeszcze iles tam lat, to raczej zywa osoba nie czeka na martwa, raczej jest odwrotnie.... zywa osoba przezywa zalobe, ktora ma swoje etapy i zyje dalej swoim zyciem, majac ew. nadzieje na spotkanie sie z ukochana osoba po smierci... a alter-swiecie dopoki nie zetknela sie z powrotem z porodem Claire nie miala pojecia, ze w ogole istnieje jakis Jack, a jak juz uswiadomila sobie, ze nie zyje, to czas przestal dla niej istniec, wiec nie mam pojecia kiedy ona na tego Jacka czekala.
Jedyne wytlumaczenie dla mnie to to, ze - jak juz wczesniej wspomnialam - czysciec zaczal sie juz od pierwszej katastrofy i po prostu Jackowi zajelo wiecej czasu zrehabilitowanie sie, zeby przejsc do kolejnego etapu, gdzie juz byla Kate, ktora bez niego :zdziwko: nie mogla wstapic do nieba
I jakos tak dziwnie byl prowadzony watek jej milosci do Jacka, w poprzednich sezonach bylo to bardziej wiarygodne
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez trawa_morska dnia Śro 14:10, 26 Maj 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
trex11
Rozbitek
Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 13:33, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Piękny finał - co mogę napisać:
To nie wyspa była czyśćcem, tylko alternatywna rzeczywistość. Jak powiedział Christian, czas który bohaterowie spędzili ze sobą był najważniejszym w ich życiu, dlatego odnaleźli się po raz drugi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
magdalia
Rybak
Dołączył: 24 Maj 2007
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 2/3
|
Wysłany: Śro 13:55, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
pr0tosS napisał: |
Dla tych którzy nie zauważyli, albo inaczej to interpretują, ja widzę to tak, że walka Jacka z Flocke'em była "zwykła" tj. bez dymu i fajerwerków przez wyciągnięcie tego "korka" ze "źródełka" i utracenie ich mocy, w tym zasad panujących na wyspie (chodzi mi o to że nie mogli siebie ot tak zabić). To była ta niespodzianka, o której nieświadomie powiedział Jack Flocke'owi. |
w takim układzie Hugo wypił po prostu wodę z kałuży i nie nabrał żadnych mocy bo zgodnie z tą teorią Jack w tym czasie był normalnym facetem /korek wsadził dopiero po tym fakcie/.. wygląda na to, że jednak tylko Dym stracił swoje właściwości.. z drugiej strony - skoro przestał był Dymem i mieć w sobie to "wielkie zło" - to kim był? po prostu bratem Jacoba w ciele Locke'a? po co w takim razie Jack go zabijał? kolejny zamotany i bez sensu wyjaśniony wątek :-/
trawa_morska napisał: |
Jestem skłonna uznać Lost za trzymający się kupy serial, jeżeli oni zginęli już w pierwszym odcinku w katastrofie. I że sama Wyspa to czyściec. Tylko tak mogę przyjąć ten cały mistycyzm i różne science-fiction oraz niedopowiedzenia i pewnie niedociągnięcia w tym temacie jako wiarygodne. Wtedy, gdy potraktuję to jak nierealny świat, coś jak sen, gdzie możliwe są zarówno skoki w czasie, dziwne energie, teleportacje, jak i pewne rzeczy, które są niewiadomo w sumie po co i które po jakimś czasie przechodzą w co innego, tracąc wcześniejsze znaczenie, bądź bywają pewnym symbolem czegoś w życiu; jak bunkry, latarnie, posągi, przyciski, itp. Można próbować wyjaśniać pewne magiczne zjawiska nowoczesną fizyką, ale ostatecznie nie zdaje to egzaminu. S-f to s-f, nie istnieje w świecie kreującym się na rzeczywisty. Ale już w pozagrobowym – proszę bardzo. Tutaj wyobraźnia dopiero ma pole do popisu... |
trawo_morska: świetne podsumowanie też uważam, że motyw wyspy jako czyśćca był najlepszym z możliwych pomysłów - idealnie by pasowało wtedy to otwarcie i zamknięcie oka na końcu przez Jacka.. wędrówka po wyspie jako odkupienie grzechów - śmierć na wyspie jako wyzwolenie, kolejne grzechy to zejście do świata duchów snujących się bez ratunku po wyspie i pilnowanych/dręczonych przez Dym i być może wchodzących też w jakieś interakcje z postaciami /poza szeptami/.. eksperymenty Dharmy do manipulowania w określony sposób zachowaniami bohaterów aby skłonić ich do podejmowania różnych wyborów.. Jacob i Ben jako postacie o nadnaturalnych mocach i wiedzy.. różne religie symbolizowane przez różne miejsca wyspy (świątynia, posąg, kościół) itp itd.. po co było to źródełko z korkiem i cały sezon pseudo czyśćca w którym bohaterowie się nawet nie pamiętają? naprawdę trudno to zrozumieć
trawa_morska napisał: |
nie bardzo rozumiem tego jej [Kate] czekania. No bo gdyby wziac pod uwage, ze Wypa to real world i Kate udalo sie przezyc i zyla sobie jeszcze iles tam lat, to raczej zywa osoba nie czeka na martwa, raczej jest odwrotnie.... |
dokładnie tak też mnie to zastanawiało.. niestety wygląda na to, że gdzie nie zajrzeć tam trup w szafie.. aż strach się nad czymś w tym serialu w ogóle zastanawiać.. gratuluję w każdym razie samopoczucia osobom typu Narek dla których wszystko jest jasne i oczywiste a serial na dychę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
e1a2de
Rozbitek
Dołączył: 06 Lut 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Zagubiona
|
Wysłany: Śro 15:06, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Hmmm
- dlaczego Jack w zaświatach miał syna??
- Dlaczego Kaśka przed kościołem jest w sukience a jak wita się z Jackiem w kaplicy na zupelnie inne wdzianko?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Otherwoman
Zbieracz Owoców
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Zagubiona
|
Wysłany: Śro 15:30, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Cóż. Serial miał lepsze i gorsze chwile. Parę razy zdarzyło mi się zawieść, ale niczym Ben wyspie, pozostanę mu wierna i nie zamierzam go opluwać, tylko dlatego, że Darltoni skończyli według własnej wizji, która nie musiała się innym podobać. W finale jedyne, co do mnie bardzo nie przemawia, to te miłosne uniesienia - nie do końca w moim klimacie. Jednak mimo tego, finał uważam za bardzo dobry i piękny.
Nie pamiętam, kiedy tak się wzruszyłam na filmie. Ogólnie jestem usatysfakcjonowana pomimo, że nie rozwiązali wielu zagadek. To jednak, co zobaczylismy było według mnie zadośćuczynieniem. Jestem bardzo mile zaskoczona, że rozwiązanie flashy okazało się tak nieprzewidywalne. Taka opcja nie pojawiła sie w żadnych teoriach, nikt chyba nie spodziewał się, czym się okażą.
Po tym finale można w końcu spróbować określić Lost jako opowieść, wcale nie o żadnej walce dobra ze złem itp., ale jako opowieść o ludzkim życiu i śmierci.
Na początek chciałabym też wyróżnić postacie, które na to szczególnie zasługuję w finale, czyli:
1.Ben - to nie będzie dla nikogo żadnym zaskoczeniem, świetnie zakończyli jego wątek, stało się właściwie tak, jak chciałam. Pokazał też ostatecznie, jak bardzo kocha wyspę.
2.Uwaga uwaga, przytrzymajcie się lepiej czegoś... Druga osobą jest... Jack. Świetnie zakończyli jego wątek, a scena końcowa z jego udziałem była piękna, tak więc wybór jest oczywisty.
Najgorzej zaś wypadł Sawyer. On właściwie w całym sezonie się jakoś specjalnie nie popisał. W finale nie pełnił zupełnie żadnej roli, nic ciekawego nie dokonał,a jedyne co zrobił, to uderzył Bena, za co ma kolejnego minusa. Jego wątek okazał się właściwie nijaki.
W odcinku bardzo podobały mi się ponad to dwie rzeczy. Jedną z nich są muzyczne sceny w zwolnionym tempie (piekny początek, przebłyski, zakończenie) oraz liczne nawiązania do poprzednich sezonów, a nejlepsze z nich to oczywiście scena końcowa oraz scena w jaskini, gdy kamera opada w dół niczym w finale 1 sezonu.Czy to nie dziwne, że w obydwu moich ulubionych scenach wystepuje Jack? Czy to ze mną coś nie tak, czy z nim? o.O
Pierwsza scena pomimo tego, że była bardzo nastrojowa, trochę też zaskakiwała. No bo w końcu dlaczego robią dla trumny Christiana taką długą i piekną scenę? Wiadomo byłó, że coś jest na rzeczy, ale do głowy mi nie przyszło, jak to się skończy. Fajne zstawienie postaci z wyspy i z fleszy. Zwłaszcza Ben śmiesznie wypadł: we fleszach robi sobie grzecznie herbatkę, a na wyspie wkłada naboje do karabinu
Potem zaczynają się pojawiać dziwne niejednoznaczne wypowiedzi odnośnie bycia "tu" i odchodzenia. Można też skojarzyć z rozmową Jacka i Locke'a odnośnie zaginionego Christiana - nikt nie wie, gdzie on teraz jest.
Richard - no przyznam, że jestem zaskoczona, że jednak żyje. Rozśmieszyło mnie, gdy Richard ledwo wstał i dalej ma paracie na wysadzenie tego samolotu
Badanie Sun było pieknym nawiązaniem do DOC. Cóż, przyznam się, że miałam łzy w oczach , ale też... po raz pierwszy pokazali, jak ktoś z naszych bohaterów przypomina sobie własna śmierć. Cóż, nadal do głowy mi nie przyszło, co to oznacza.
Richard po śmierci Jacoba zaczął się starzeć, jak większość podejrzewała. Dopiero gdy stał się śmiertelny zaczął doceniać własne życie i chyba... poczuł się szczęśliwy.
Lapidus, kolejny szczęściarz, też mnie zaskoczył swoją żywotnością. Ale może to i dobrze, że nie dali mu takiej głupiej śmierci.
Kolejnym fajnym nawiązaniem była scena wędrówki do żródełka oczywiście przypomina finał 3 sezonu, tak samo zreszta jak spotkanie dwóch grup.
Spotkanie rozbitków z Benem i Alex w 3 finale to moja ulubiona scena, więc miło mi, że do tego nawiązali. Twórcy skomentowali sami swoją fabułę: Jack jest zbyt oczywisty Chyba jednak sami uprzedzili narzekania na forach co do takiego wyboru i punkt dla nich Zresztą pewne było, że czegoś tak oczywistego nie zostawia na finał i czeka nas wkrótce jakiś mały gamechanger.
Juliet okazała się byłą żoną Jacka, czyli tak jak większość obstawiała. Tak swoją droga, to nie przepadałam za nią, ale jakoś się ucieszyłam, że ją widzę. Chyba nawet za Jackiem bym tęskniła, jak tak pomyślę.
Podoba mi się również nastrój ostatecznej rozgrywki. Zmiana pogody, burza itp. często pojawia się zresztą w takich sytuacjach. (W HP np. )
Co do wizji Desmonda. Myślę, że nie ma tam błędu. Desmond nie wiedział, czego naprawdę dotyczyły jego przebłyski. On myślał, że to alternatywna rzeczywistość. Tak samo, jak my zresztą.
Jack natomiast po raz pierwszy powiedział coś mądego i głębokiego: "Nie ma skrótów, nie ma powtórek." Zdanie "What happened happened" nabiera u tez nowego sensu. Nie wiem, to chyba jakieś czary,magiczne moce wyspy, ale Jack w końcu wyszedł na ludzi.Sayid. Teraz już wiemy, że to wcal nie nie Nadia była mu przeznaczona, ale właśnie Shannon. Zastanawialiśmy sie nad tym chyba przy 6x06.Matko, naprawde nie sądziłam, że ucieszę się nawet na widok Shannon!
Jak już pisałam, scena opuszczania Desmonda piekna z piękną muzyką. Zwłaszcza końcowka z opadajacą kamerą. To jedna z ulubionych scen tego odcinka. Wyciąganie korka znów przypomina scenę przyzywania potwora, ale też przenosi dosłowność w metaforę Jacoba. Okazuje się, że w tej sprawie rację miał zarówno Jack (potwora od teraz da się zabić), jak i Flocke (wyspa ulega zniszczeniu).
Ben ratujący Hugo mi się spodobał, za to przywalenie go przez drzewsko nie bardzo.
Walka między Jackiem a Flocke'em na skraju urwiska tez zasługuje na uwagę. Mamy od razy wyjaśnienie pojawiającej się ranki na szyi Jacka. Kate zostawiła jeden nabój dla Flcoke'a niczym Jack Sparrow dla Barbossy No i kopnięcie Locke'a analogiczne do wrzucenia Jacoba w ogień.
Kolejną wskazówka co do istoty flaszy jest tekst Locke'a, że Jack nie ma syna. Czyli to było jakby takie tymczasowe marzenie Jacka? Ale sobie synka wymyślił... Jack zawsze miał jakieś problemy.
U Bena zachwyciło mnie, gdy opwiedział: "If the island is going down I'm going down with it". To było piekne podsumowanie całego jego życia. "Everething I did I did for the island". To ostatecznie przypieczętowało jego miłość do wyspy. Cieszy mnie to, że w przeciwieństwie do Richarda, chciał zostać na niej do końca. A Rycha to swoją droga nie rozumiem. Gdzie on się właściwie wybierał? On sam chyba nie wiedział, co ze sobą zrobić.
Z przebłysków najlepsze było chyba odnalezienie się Sawyera i Juliet. Okazuje się, że gdy Juliet umierała, widziała tę właśnie scenę i dlatego wiedziała, że się udało.
Jack namaszczając Hugo nie używa juz nawet żadnych zaklęć. Jak widać, to nie miało żadnego znaczenia, to tylko rytuał, a naprawdę chodziło o sam dotyk. A swoją drogą, przy wyborze coraz to kolejnego protektora namaszczenie jest coraz gorszej jakości. Jacob winko, Jack wodę ze strumienia, a Hugo wody z jakiejś syfiastej kałuży przelanej do syfiastej butelki. Supcio.
Rozśmieszyła mnie scena, jak Jack przyznał się, że nic mu nigdy nie wychodziło zawsze się mylił (w 100% się zgadzam) oraz jak Hugo wyciągnął Desmonda i taki okrzyk: "O nie!". Myślałam, że z powrotem go tam wrzuci
Zakończenie historii Bena i Hugo mnie satysfakcjonuje. Razem zostali na wyspie i sobie rządzili, Wydaje się, że byli szczęśliwi. Miło też, że się zaprzyjaźnili. Aż przypominają się czasy batonika
Pożegnanie Bena i Locke'a we fleszac było piękne. I to wyznanie, że
wybaczenie jest dla Bena ważniejsze niż potrafi to opisać słowami... I z Hugo (Byłes świetnym numerem dwa).
Dla mnie Ben zawsze będzie numerem jeden. A dlaczego tam został i nie wszedł do kościoła? O, to bardzo proste. Czekał na mnie
Wspomnienia wywołać mogła u kogoś tylko druga osoba. Zazwyczaj ukochany/ukochana, ale nie tylko. W przypadku Bena był to Desmond, Locke'a - Jack, Kate - Claire, dla Jacka wystarczyła sama pusta trumna.
Jak się okazuje, Chistian odegrał najważniejsza rolę, czyli wytłumaczył Jackowi i nam co i jak. Przyznam, że byłam poważnie zaskoczona. To co genialnego udało się twórcom, to wyjaśnienie tych fleszy, jak nikt się
ego nie spodziewał. Nawet nie bylismy blisko. To wspaniałe, ale i bardzo smutne wyjaśnienie i zakończenie. Wszyscy zmarli i są w drodze gdzieś dalej. Nie wiemy gdzie, bo nikt tego nie wie. Można właściwie uznać, że fleszcze rzeczywiście okazały się futurospekcjami, lecz bardzo odległymi. Zagubieni w końcu się odnaleźli. Dopiero po śmierci."Każdy w końcu umiera". To próba oswojenia i pogodzenia się ze śmiercią, "odpuszczenia" właśnie. W tradycyjnych happy endach "żyli długo i szczęśliwie". Lecz przecież kiedyś w końcu zmarli. Tutaj twórcy poszli dalej i zaserwowali bohaterom wieczne szczęście.
To był chyba najsmutniejszy happy end, jaki ogladałam. Może spotęgował to również fakt, że to naprawdę już koniec. Bohaterowie przez cały odcinek żegnają się jakby z nami, gdy mówią, że odchodzą. To takie "żegnajcie" zwrócone również do nas.
Scena ostatnia, śmierć Jacka była oczywiście przepiekna. Piekna klamra pierwszej i ostatniej sceny (oko), krąg się otwiera i krąg się zamyka, Vincent przy boku Jacka i ten przelatujący samolot, jako symbol całej historii... Czy ja kiedykolwiek mogłam sądzić, że popłacze się przy śmierci Jacka?
Czy te odcinek można w ogóle ocenić? Nie wpisuje się w ramy, gdyż po nim nie będzie już nic. Piękny koniec historii.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Krzys
Przyjaciel Forum
Dołączył: 09 Sty 2007
Posty: 2565
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 38 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa Płeć: Zagubiony
|
Wysłany: Śro 18:07, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
magdalia napisał: |
w takim układzie Hugo wypił po prostu wodę z kałuży i nie nabrał żadnych mocy bo zgodnie z tą teorią Jack w tym czasie był normalnym facetem /korek wsadził dopiero po tym fakcie/.. wygląda na to, że jednak tylko Dym stracił swoje właściwości.. z drugiej strony - skoro przestał był Dymem i mieć w sobie to "wielkie zło" - to kim był? po prostu bratem Jacoba w ciele Locke'a? po co w takim razie Jack go zabijał? kolejny zamotany i bez sensu wyjaśniony wątek :-/ |
Z Hurleyem to był błąd, bo według odcinka on rzecczywiście nabrał jakis mocy. Nie widzimy tego, ale dali nam do zrozumienia. Bo jaki sens miałyby te wszystkie sceny z Hurleyem jako "nowym Jackiem", skoro później okazałoby się, że nic z tego nie wynikło? twórcy popełnili błąd i tyle.
Po tym odcinku widzimy też, że brat Jacoba rzeczywiście był złym człowiekiem. nie tylko jak Zło Wcielone, ale także jako śmiertelnik. Poza tym Jack nie miał pojęcia o co kaman, wiedział tylko, że Flocke jest już śmiertelny i może go zabić.
Otherwoman napisał: |
Jestem bardzo mile zaskoczona, że rozwiązanie flashy okazało się tak nieprzewidywalne. Taka opcja nie pojawiła sie w żadnych teoriach, nikt chyba nie spodziewał się, czym się okażą |
Ekhymn....
http://www.computerworld.fora.pl/teorie,40/czym-jest-rzeczywistosc-urojona-6x11,10359.html :]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|